
Lukrecja
Adminkami są: Aurora, której jaja z tytanu klekoczą w gaciach jak chodzi. Sulfur, pożeracz wszystkiego co jadalne. Adirael, która nie lubi tropików. |
Lukrecja
Gdy tylko samiec poczuł wilgoć na języku, przymknął z rozkoszy oczy. Woda, którą [smention u=116]Cressida[/smention] zebrała chwilę temu z kałuży, okazała się być najpyszniejszą rzeczą, jaką miał okazję skosztować w całym swoim życiu. I bynajmniej nie przeszkadzały mu pojedyncze drobinki piasku, które drapały go teraz po przesuszonej śluzówce. W porównaniu do soli, która tak długo paliła jego wnętrzności — było to wręcz przyjemne uczucie.Cressida pisze:Owszem, zauważyła, że z tylnymi łapami samca jest coś nie tak. Nietrudno dojść w końcu do podobnego wniosku, gdy widzi się wilka czołgającego się przy pomocy przednich kończyn, ciągnąc te tylne po ziemi. Jednakże Cressida nie potrafiłaby tak naprawdę określić, co tak właściwie mu dolega. Czy to tylko wina skrajnego wyczerpania, czy może te nieszczęsne łapy zostały w jakimkolwiek stopniu uszkodzone. I nie do końca wiedziałaby, co zrobić w tym drugim przypadku.
Cressida bowiem nie była medyczką. Nic zresztą w tym dziwnego, przecież wciąż trochę brakowało jej do dorosłości i nadal się uczyła życia w swoim klanie. Co prawda w swym poprzednim, rodzimym stadzie niewiele brakowało, by rozpoczęła nauki w tym kierunku. W końcu w tamtejszych stronach kapłanki lokalnego bóstwa pełniły także rolę znachorek, a ona przecież od szczenięcia przygotowana była do tej roli. Jednakże nie zdążyła zacząć się w tym kierunku szkolić, kiedy jej wataha została zniszczona przez zdradziecki atak wroga.
Jednakże mimo tego, że medyczką nie była, czuła, iż musi jakoś temu nieszczęśnikowi pomóc. Dawno nie odczuwała czegoś tak mocno. Przez dłuższy czas tak naprawdę nic nie czuła. Być może właśnie dlatego tak bardzo chciała mu pomóc. A może po prostu powód był dużo prostszy — w końcu gdyby go tu zostawiła, do końca życia zapewne gryzłoby ją sumienie.
Samiec najwyraźniej nie miał sił, by samodzielnie się napić. Gdy to dostrzegła... Cóż, przez chwilę zrobiło jej się zwyczajnie głupio. Nawet i w myślach rzuciła pod swoim adresem parę niezbyt przychylnych epitetów. Idiotka. Przecież to oczywiste, że potrzebował pomocy.
Przysiadła więc obok niego, ostrożnie ujmując to prowizoryczne naczynie i uniosła je do jego warg, drugą łapą podtrzymując jego głowę. Przechyliła je delikatnie, powoli wlewając mu po trochu wodę do pyska. Ostrożnie, uważając, by samiec się przy tym nie zadławił. Przy okazji odgarnęła parę dłuższych kosmyków wpadających mu do oczu.