W czasie, kiedy Varjo zajmował się Dalacori oraz córkami, Melvine skoncentrowała się na pozostałych. Sama nie czuła się najlepiej, jednak — jak zawsze — nie siebie stawiała na pierwszym klanie. Póki stała na łapach i czuła, że ma za sobą błogosławieństwo Ducha Puszczy, nie liczyła się w ogóle. Rozejrzała się po zebranych. I chociaż serce nakazało jej w pierwszej kolejności ruszyć do Mahzuna czuła, iż to nie on zebrał największe bęcki. Jednocześnie obawiała się, iż najmocniej poturbowany o pomoc nigdy nie poprosi.
Przystanęła i skoncentrowała się, chcąc poczuć wpływ magii Natury. Kiedy poczuła, że czuje jak wzbiera w niej energia, przytknęła przednią łapę lekko do trawy, pozwalając tej sile wniknąć w wilgotną glebę. Po chwili spomiędzy paproci zaczęły wychylać się rośliny do krajobrazu nijak nie pasujące. Zdawały się być niemalże wszędzie! Kwiaty o fioletowych kielichach, które wyrosły w tempie mocno przyspieszonym połyskując delikatnie, zaczęły rozchylać płatki, wypuszczając mgiełkę srebrzystego pyłu.
Ten ruszył ku rannym, szczelnie ich obejmując. Koncentrował się najgęściej na miejscach, w których doszło do urazu. Szara nie była w stanie "wyrosnąć" na raz tak wielu kwiatów, aby każdemu pomóc, bo dotąd nie działała na aż taką skalę. Wiedziała, że część zaleczyć będzie musiała w kolejnej turze. Wilki, wokół których zaczęła tańczyć pyłkowa mgiełka, poczuć mogli jej uzdrowicielski wpływ. Narządy przeszły przyspieszoną regenerację, kości zaczęły się zrastać a tkanki zasklepiać. Błogość, działająca pewnie nieco niczym narkotyk, rozlewała się po ciałach Naturzystów.
Profesja uzdrowiciela:
II poziom na Varjo (+40 pż, -30 energii)
I poziom na Riskikoi, Cressida i Fáyra , (+20 pż każdy, 3 x -20 energii)
Pozostali (Mahzun, reszta Varjo, Blizna i ew. Mekonops) w poniedziałek :3