KONTYNIACJA ZADANIA KWARTALNEGO CZ.2 Asmodeus x Threthon, albo i na odwrót.
Asmodeus wszedł na skraj klifu powoli, celebrując każdy krok, jakby niósł trofeum. Beczka na jego barkach była ciężka, metal z drewna dźwięczał lekko przy każdym ruchu, a krew sączyła się z niej cienkimi nitkami, zostawiając za nim ścieżkę...
Kiedy dotarł na miejsce, stanął, rozstawił łapy pewnie na kamieniach i uniósł głowę, wciągając powietrze – pachniało śmiercią, bólem, krwią. Czyli domem.
Obrócił się do Threthona i skinął łbem, z pyska nie schodził mu ten jego zwyczajny, nienawistny uśmiech psychopaty.
– CHCESZ Ty go pchnąć? – Zapytał ochryple, charkotliwie, po czym zarżał nagle jak koń, z dzikim rozbawieniem, jakby to był najpiękniejszy żart, jaki wypowiedział.
– To twoje dzieło też, partnerze. Dobrze, żebyś miał zaszczyt... spuścić zasłonę. — Wystawił łapę, gestem wskazując beczkę, jakby oddawał mu scenę przed widownią.
– No. Niech echo niesie jego wrzask aż do tych ich świętych klatek. — Zaprosił go kiwnięciem, no śmiało!
Threthon