— Bezpieczne — powiedziała spokojnie, w nadziei, iż obawy Basilio uda się jakoś, chociażby nieznacznie, przepędzić na bok. Nie były teraz potrzebne, chociaż ich istnienie było jak najbardziej naturalne oraz uzasadnione. Samiec był wrakiem, na ciele i pewnie również na umyśle. Współczuła mu, jednak hamowała się na tyle, aby wyrazami tegoż nie zasypywać basiora. Możliwe, że wcale tego nie potrzebował. Możliwe, że kiedy troszkę jej zaufa — zrozumie, że nawet, jeśli tego nie okazuje, to boli ją jego stan. Empatia to straszny potworek, czasami wgryzający się do samej kości, milimetr po milimetrze cię pożerając.
— Nie tracę nad sobą kontroli, jeśli tego się obawiasz. Wiem, co robię i mam wyczucie siły, nawet tej niedźwiedziej — wyjaśniła.
Odsunęła się kawałeczek, skoncentrowała uwagę na tym, co pragnęła osiągnąć. Niedźwiedź. Błyskawiczne przybranie kilogramów. Wielkie łapy zwieńczone potężnymi pazurzyskami. Okrągły, masywny łeb. Kupa mięśni, pokryta gęstą, krótką sierścią. I tak oto, chwilę potem, przed wilkami pojawił się puchaty misio!
— Pomożesz mi go zapakować? Tylko ostrożnie — poprosiła albinoski, kładąc się na ziemi, obok basiora. Nie chciała go sobie po prostu wrzucić na grzbiet, bo mogłaby mu wyrządzić krzywdę.