Administracja
• Sulfur, Adirael, Aurora
Wydarzenia
• Zadania kwartalne
• Konkurs na fanfick (do 26.06)
• Klan Potępienia — Dzień Gniewu (do 22.06)
• Sulfur, Adirael, Aurora
Wydarzenia
• Zadania kwartalne
• Konkurs na fanfick (do 26.06)
• Klan Potępienia — Dzień Gniewu (do 22.06)
![]() |
20°C | CIEPŁO Lato nieśmiało zagląda w progi Wilczej Krainy. Ciepłe, pełne słonecznego blasku dni tylko czasemi urozmaicane są drobnym deszczykiem. |
Forum w trakcie przebudowy! Zapraszamy na nasz {Discord} po więcej informacji.
Leśna Idylla
- Naiara
- Samotnik
- Posty: 57
- Płeć: Samica
- Ciąża: Nie
- Siła: 25 (15+10)
- Zręczność: 25 (15 + 10)
- Czujność: 30 (20 + 10)
- Wiedza: 0
- Życie: 100
- Energia: 100
- Punkty Doświadczenia: 27
Leśna Idylla
Skłoniła Lysanthirowi nisko głową.
— Też mam taką nadzieję. Również się o nią martwię. Nie ma w tym niczego złego. — Bo ostatnim, czego chciała, było, by ktokolwiek z jej potomstwa chociażby przez moment pomyślał, iż obawy, lęki, strachy są powodem do wstydu. Niezależnie od płci — każdy miał przecież prawo do odczuwania emocji oraz obawiania się pewnych aspektów. Byleby na zdrowym poziomie. Byleby z umiarem. Byleby nie zapędzić się w paranoję.
Odruchowo, a może dla celowego podbicia mocy swoich słów, dotknęła delikatnie ramienia basiora. Zaraz jednak odstawiła łapę. Syn był dorosły, a ona nie chciała przesadzić z czułościami. Nie chciała, aby którekolwiek z nich poczuło się zakłopotane czy skrępowane.
"Nie przepraszaj". Zbiło nieco z pantałyku. Przeniosła spojrzenie na syna, odrobinę zaskoczona. W ułamku chwili jednak jej mina złagodniała, wkroczył na lica spokojny uśmiech. Skinęła lekko głową. Przez krótką chwilkę walczyła z pokusą, aby żartobliwie przeprosić za przepraszanie, niemniej szybko się powstrzymała. Po co pogłębiać tę dziwną niezręczność?
— Unikaj Klanu Potępienia. To będzie dla nas dostateczna pomoc — rzekła spokojnie. W końcu jeśli nie będzie musiała się obawiać, że jej syn dał się zmanipulować oraz wcielić w ich szeregi, będzie o wiele spokojniejsza, a więc i trzeźwiej myśląca. Nie wiedziała, czy brązowy jest w stanie wychwycić jej łagodny zarys uśmiechu, bo patrzył w ogień, ale jeśli podarował jej choć krótkie spojrzenie — puściła mu oczko. — Nawet, jeśli mogą ci się wydawać przyjaźni, gotowi pomóc — poddawaj to odpowiednim filtrom. Spośród klanów, to oni uchodzą za największych manipulantów. — Być może powiedziała dostatecznie wiele, aby samiec wywnioskował, kto jest powodem ich (czy raczej bezpośrednio — Alexa) kłopotów i niepewności.
Uśmiechnęła się jeszcze szerzej w reakcji na kolejne słowa samca. Skłoniła mu nisko łbem. Nie dodawała, iż póki co Alex nie wyściubia nosa poza tereny klanu — zwłaszcza, że samiec sam zaproponował odwiedziny pośród Klanu Natury.
— Tak długo, jak długo będziesz szanować naturę, nie spotka cię tam nic złego. Do tego to piękne miejsca, wierzę, że znajdzie się odpowiedni teren na rodzinne posiedzenie — rzekła spokojnie. — Każdy jest tam mile widziany — dodała jeszcze.
— Też mam taką nadzieję. Również się o nią martwię. Nie ma w tym niczego złego. — Bo ostatnim, czego chciała, było, by ktokolwiek z jej potomstwa chociażby przez moment pomyślał, iż obawy, lęki, strachy są powodem do wstydu. Niezależnie od płci — każdy miał przecież prawo do odczuwania emocji oraz obawiania się pewnych aspektów. Byleby na zdrowym poziomie. Byleby z umiarem. Byleby nie zapędzić się w paranoję.
Odruchowo, a może dla celowego podbicia mocy swoich słów, dotknęła delikatnie ramienia basiora. Zaraz jednak odstawiła łapę. Syn był dorosły, a ona nie chciała przesadzić z czułościami. Nie chciała, aby którekolwiek z nich poczuło się zakłopotane czy skrępowane.
"Nie przepraszaj". Zbiło nieco z pantałyku. Przeniosła spojrzenie na syna, odrobinę zaskoczona. W ułamku chwili jednak jej mina złagodniała, wkroczył na lica spokojny uśmiech. Skinęła lekko głową. Przez krótką chwilkę walczyła z pokusą, aby żartobliwie przeprosić za przepraszanie, niemniej szybko się powstrzymała. Po co pogłębiać tę dziwną niezręczność?
— Unikaj Klanu Potępienia. To będzie dla nas dostateczna pomoc — rzekła spokojnie. W końcu jeśli nie będzie musiała się obawiać, że jej syn dał się zmanipulować oraz wcielić w ich szeregi, będzie o wiele spokojniejsza, a więc i trzeźwiej myśląca. Nie wiedziała, czy brązowy jest w stanie wychwycić jej łagodny zarys uśmiechu, bo patrzył w ogień, ale jeśli podarował jej choć krótkie spojrzenie — puściła mu oczko. — Nawet, jeśli mogą ci się wydawać przyjaźni, gotowi pomóc — poddawaj to odpowiednim filtrom. Spośród klanów, to oni uchodzą za największych manipulantów. — Być może powiedziała dostatecznie wiele, aby samiec wywnioskował, kto jest powodem ich (czy raczej bezpośrednio — Alexa) kłopotów i niepewności.
Uśmiechnęła się jeszcze szerzej w reakcji na kolejne słowa samca. Skłoniła mu nisko łbem. Nie dodawała, iż póki co Alex nie wyściubia nosa poza tereny klanu — zwłaszcza, że samiec sam zaproponował odwiedziny pośród Klanu Natury.
— Tak długo, jak długo będziesz szanować naturę, nie spotka cię tam nic złego. Do tego to piękne miejsca, wierzę, że znajdzie się odpowiedni teren na rodzinne posiedzenie — rzekła spokojnie. — Każdy jest tam mile widziany — dodała jeszcze.
- Lysanthir
- Samotnik
- Posty: 48
- Rodzice: Naiara x Arkhan
- Płeć: Samiec
- Ciąża: Nie dotyczy
- Siła: 25 (15 + 10)
- Zręczność: 30 (20 + 10)
- Czujność: 25 (15 + 10)
- Wiedza: 0
- Życie: 100
- Energia: 100
- Punkty Doświadczenia: 9
Leśna Idylla
Po raz kolejny skinął głową. Jak najbardziej się z tym zgadzał, w martwieniu się o bliskich zdecydowanie nie było niczego złego. W końcu to jak najbardziej naturalne. Choć szczerze powiedziawszy to on... Cóż, na jakąś chwilę zupełnie o tym zapomniał. Po prostu na co dzień skupiał się głównie na drobnostkach, nie zaprzątając myśli zbyt wieloma sprawami. I choć owszem, sprawa siostry już od dłuższego czasu leżała mu na wątrobie i choć wciąż z tyłu głowy miał fakt, iż kiedyś musi porozmawiać z własną matką, zastanawiał się nad tymi kwestiami zdecydowanie rzadziej, niż powinien. Teraz było mu przez to trochę głupio. Chyba dopiero teraz zrozumiał, że przecież powinno interesować go więcej, niż jego własny zadek.
Uśmiechnął się lekko, gdy matka położyła mu łapę na ramieniu. Nie miał jej tego za złe, wręcz przeciwnie — nawet się ucieszył. Gdzieś w głębi duszy poczuł się bowiem, jakby znów był małym szczeniakiem, który zawsze może liczyć na jej wsparcie. Kolejna rzecz o której zapomniał — to, jak bardzo tak naprawdę mu tego brakowało.
Zmarszczył nieco brwi, słysząc ostrzeżenia dotyczące Potępionych. Do tej pory słyszał o nich tyle, ile wiedział chyba każdy — że nie są godni zaufania, są okropnie wyniośli i jakieś pogłoski o wampirach. I właściwie tylko tyle. Co i tak wystarczało, by trzymać się z daleka, w końcu nie brzmiało to szczególnie przyjemnie. Teraz jednakże zyskał jeszcze jeden powód, by ich unikać. Ze słów matki wynikało bowiem, że to oni byli źródłem tego całego zamieszania. Najwyraźniej ten Alex jakoś im się naraził. I teraz się ukrywa. Cóż, nie brzmiało to zbyt ciekawie.
— Rozumiem... — powiedział powoli, wciąż ze zmarszczonym czołem, wyraźnie zamyślony. — I tak nie miałem zamiaru zawierać z nimi jakieś głębsze znajomości. To co o nich słyszałem jest dość... Nieprzyjemne — dodał.
Słysząc słowa dotyczące Klanu Natury po raz kolejny w ciągu tej rozmowy skinął głową. A więc w tym przypadku pogłoski okazywały się prawdą — w końcu chyba każdy słyszał o tym, że wilki z tamtego stada są dość przyjazne. Teraz ktoś je potwierdził. I to nikt inny, jak jego matka. Cieszyło go to — mimo wszystko bowiem ci nieznani mu jeszcze bracia dobrze trafili.
On również się uśmiechnął.
— Powinniśmy tam spotkać się wszyscy — powiedział nagle, spoglądając na matkę. — Siostry też — dodał. W końcu i one powinny poznać nowych członków rodziny. Zresztą... Przecież od tak dawna się nie widzieli. Nie wiedział co prawda na ile możliwe jest zorganizowanie takiego spotkania. Ile zajmie odnalezienie obu wader? Nie był pewien. Lecz z całą pewnością było warto.
Uśmiechnął się lekko, gdy matka położyła mu łapę na ramieniu. Nie miał jej tego za złe, wręcz przeciwnie — nawet się ucieszył. Gdzieś w głębi duszy poczuł się bowiem, jakby znów był małym szczeniakiem, który zawsze może liczyć na jej wsparcie. Kolejna rzecz o której zapomniał — to, jak bardzo tak naprawdę mu tego brakowało.
Zmarszczył nieco brwi, słysząc ostrzeżenia dotyczące Potępionych. Do tej pory słyszał o nich tyle, ile wiedział chyba każdy — że nie są godni zaufania, są okropnie wyniośli i jakieś pogłoski o wampirach. I właściwie tylko tyle. Co i tak wystarczało, by trzymać się z daleka, w końcu nie brzmiało to szczególnie przyjemnie. Teraz jednakże zyskał jeszcze jeden powód, by ich unikać. Ze słów matki wynikało bowiem, że to oni byli źródłem tego całego zamieszania. Najwyraźniej ten Alex jakoś im się naraził. I teraz się ukrywa. Cóż, nie brzmiało to zbyt ciekawie.
— Rozumiem... — powiedział powoli, wciąż ze zmarszczonym czołem, wyraźnie zamyślony. — I tak nie miałem zamiaru zawierać z nimi jakieś głębsze znajomości. To co o nich słyszałem jest dość... Nieprzyjemne — dodał.
Słysząc słowa dotyczące Klanu Natury po raz kolejny w ciągu tej rozmowy skinął głową. A więc w tym przypadku pogłoski okazywały się prawdą — w końcu chyba każdy słyszał o tym, że wilki z tamtego stada są dość przyjazne. Teraz ktoś je potwierdził. I to nikt inny, jak jego matka. Cieszyło go to — mimo wszystko bowiem ci nieznani mu jeszcze bracia dobrze trafili.
On również się uśmiechnął.
— Powinniśmy tam spotkać się wszyscy — powiedział nagle, spoglądając na matkę. — Siostry też — dodał. W końcu i one powinny poznać nowych członków rodziny. Zresztą... Przecież od tak dawna się nie widzieli. Nie wiedział co prawda na ile możliwe jest zorganizowanie takiego spotkania. Ile zajmie odnalezienie obu wader? Nie był pewien. Lecz z całą pewnością było warto.
L y s a n t h i r
────◆◆◆────

────◆◆◆────
────◆◆◆────
────◆◆◆────

────◆◆◆────
STAN
ZAPACH
EKWIPUNEK
KARTA POSTACIZAPACH
EKWIPUNEK
● Chudy, lecz nie nadmiernie wychudzony.
● Sierść średniej długości, znacznie mniej puszysta, niż zimą, w dość zauważalnym nieładzie.
● Zdrowy i w pełni sił, brak zauważalnych obrażeń.
● Zielony szalik w kratkę luźno zawiązany na szyi.
● Sierść średniej długości, znacznie mniej puszysta, niż zimą, w dość zauważalnym nieładzie.
● Zdrowy i w pełni sił, brak zauważalnych obrażeń.
● Zielony szalik w kratkę luźno zawiązany na szyi.
Zapach leśnego runa, żywicy, nutka woni zająca.
● zielony szalik w kratkę (na szyi)
────◆◆◆────
- Naiara
- Samotnik
- Posty: 57
- Płeć: Samica
- Ciąża: Nie
- Siła: 25 (15+10)
- Zręczność: 25 (15 + 10)
- Czujność: 30 (20 + 10)
- Wiedza: 0
- Życie: 100
- Energia: 100
- Punkty Doświadczenia: 27
Leśna Idylla
Uśmiechnęła się łagodnie w reakcji na jego słowa. No, tak. Był dorosły. Kiedy przestanie o tym zapominać? A skoro był dorosły — pewnie czerpał informacje z wielu różnych źródeł, nie tylko od niej, toteż zapewne o klanach wiedział całkiem sporo. A przynajmniej o Naturze, Cieniu i Potępionych. Poruszyła lekko uchem i skinęła delikatnie głową.
— Jak widać, słyszeliśmy o nich podobne rzeczy — podsumowała niegłośno, jakby lękając się, iż ściany ruin mają uszy. Po prawdzie... Nieco i tak było. Nikt nigdy nie mógł mieć pewności, że nie jest podsłuchiwany czy podglądany. Skoro niektórzy kryją się w cieniu, a inni mogą przybierać formę rozmaitych zwierząt... Nie miała jeszcze pojęcia, że sam Alex potrafi się z nimi porozumiewać — pewnie dopiero czacha by jej zaczęła parować.
— Tak, powinniśmy... Ostatnio próbowałam odszukać Nifret, ale... — jakoś wstydliwie było się do tego przyznać. — Zgubiłam się, potem przyszła śnieżna zamieć i kompletnie mnie zaskoczyła... Cóż, dobrze, że udało mi się wrócić do domu... — O tym, że po drodze zgubiła Brennora, a ją samą odszukać musiał Alex, wolała chyba przemilczeć. Uśmiechnęła się niemrawo. Zawsze miała kompleksy pokroju "jestem beznadziejną matką", a fakt, że od jakiegoś już czasu nie była w stanie znaleźć Nifret, a do szukania Yoru jeszcze się nawet nie zabrała, na pewno nie pomagał jej się z nich leczyć. Cóż, córki były dorosłe. Może — po prostu — wcale nie chciały zostać znalezione?
— Postaram się je odnaleźć jak najszybciej i jakoś zorganizować spotkanie. Gdybyś trafił na nie pierwszy, przekaż im ten pomysł, dobrze?
Lysanthir
— Jak widać, słyszeliśmy o nich podobne rzeczy — podsumowała niegłośno, jakby lękając się, iż ściany ruin mają uszy. Po prawdzie... Nieco i tak było. Nikt nigdy nie mógł mieć pewności, że nie jest podsłuchiwany czy podglądany. Skoro niektórzy kryją się w cieniu, a inni mogą przybierać formę rozmaitych zwierząt... Nie miała jeszcze pojęcia, że sam Alex potrafi się z nimi porozumiewać — pewnie dopiero czacha by jej zaczęła parować.
— Tak, powinniśmy... Ostatnio próbowałam odszukać Nifret, ale... — jakoś wstydliwie było się do tego przyznać. — Zgubiłam się, potem przyszła śnieżna zamieć i kompletnie mnie zaskoczyła... Cóż, dobrze, że udało mi się wrócić do domu... — O tym, że po drodze zgubiła Brennora, a ją samą odszukać musiał Alex, wolała chyba przemilczeć. Uśmiechnęła się niemrawo. Zawsze miała kompleksy pokroju "jestem beznadziejną matką", a fakt, że od jakiegoś już czasu nie była w stanie znaleźć Nifret, a do szukania Yoru jeszcze się nawet nie zabrała, na pewno nie pomagał jej się z nich leczyć. Cóż, córki były dorosłe. Może — po prostu — wcale nie chciały zostać znalezione?
— Postaram się je odnaleźć jak najszybciej i jakoś zorganizować spotkanie. Gdybyś trafił na nie pierwszy, przekaż im ten pomysł, dobrze?
Lysanthir
- Lysanthir
- Samotnik
- Posty: 48
- Rodzice: Naiara x Arkhan
- Płeć: Samiec
- Ciąża: Nie dotyczy
- Siła: 25 (15 + 10)
- Zręczność: 30 (20 + 10)
- Czujność: 25 (15 + 10)
- Wiedza: 0
- Życie: 100
- Energia: 100
- Punkty Doświadczenia: 9
Leśna Idylla
Szczerze powiedziawszy, o klanach wiedział w sumie niewiele. Tylko tyle, ile zdążył wywnioskować z przekazywanych przez wilki plotek. Przez co też nie do końca tym informacjom ufał, lecz z drugiej strony jak wiadomo, w każdej pogłosce jest ziarnko prawdy. A skoro większość napotkanych przez niego wilków uznawało, że Potępionych lepiej dla własnego dobra unikać, chyba coś w tym było. Jak widać, na przykładzie matki i tego Alexa, całkiem sporo. Ewidentnie byli niebezpieczni, skoro ów basior musiał się przed nimi ukrywać. Lys w końcu na tę chwilę nie miał zielonego pojęcia, w jaki sposób nowy partner matki znalazł się na ich celowniku. Nie podejrzewał nawet, że kiedyś do tego klanu należał. Prędzej, iż po prostu w jakiś sposób przypadkowo się im naraził na tyle, by uznali go za wroga.
Wyraźnie się ucieszył, gdy Naiara poparła jego pomysł z rodzinnym spotkaniem. Aż uśmiechnął się szeroko i zamerdał ogonem, trącając nim śnieg wokół siebie. Nie pomyślałby nawet, że tak naprawdę brakowało mu kontaktów z bliskimi. Całkiem lubił życie samotnika ze względu na wolność, jaką ono zapewniało, lecz cóż... Mimo wszystko wilki to zwierzęta z natury stadne, miał więc przecież prawo czasami zwyczajnie poczuć się samotny. A do swej własnej rodziny przecież nie żywił żadnej urazy.
Wciąż się uśmiechając, przytaknął kilkukrotnie ruchem głowy.
— Jasne — zgodził się więc po prostu. Co prawda nie miał pojęcia, jak miałby odnaleźć którąkolwiek z sióstr, lecz teraz o tym nie myślał. Nie chciał psuć tej chwili zastanawianiem się, co będzie dalej.
Nie pomyślał nawet o tym, że któraś z nich może się zwyczajnie nie zgodzić.
Wyraźnie się ucieszył, gdy Naiara poparła jego pomysł z rodzinnym spotkaniem. Aż uśmiechnął się szeroko i zamerdał ogonem, trącając nim śnieg wokół siebie. Nie pomyślałby nawet, że tak naprawdę brakowało mu kontaktów z bliskimi. Całkiem lubił życie samotnika ze względu na wolność, jaką ono zapewniało, lecz cóż... Mimo wszystko wilki to zwierzęta z natury stadne, miał więc przecież prawo czasami zwyczajnie poczuć się samotny. A do swej własnej rodziny przecież nie żywił żadnej urazy.
Wciąż się uśmiechając, przytaknął kilkukrotnie ruchem głowy.
— Jasne — zgodził się więc po prostu. Co prawda nie miał pojęcia, jak miałby odnaleźć którąkolwiek z sióstr, lecz teraz o tym nie myślał. Nie chciał psuć tej chwili zastanawianiem się, co będzie dalej.
Nie pomyślał nawet o tym, że któraś z nich może się zwyczajnie nie zgodzić.
L y s a n t h i r
────◆◆◆────

────◆◆◆────
────◆◆◆────
────◆◆◆────

────◆◆◆────
STAN
ZAPACH
EKWIPUNEK
KARTA POSTACIZAPACH
EKWIPUNEK
● Chudy, lecz nie nadmiernie wychudzony.
● Sierść średniej długości, znacznie mniej puszysta, niż zimą, w dość zauważalnym nieładzie.
● Zdrowy i w pełni sił, brak zauważalnych obrażeń.
● Zielony szalik w kratkę luźno zawiązany na szyi.
● Sierść średniej długości, znacznie mniej puszysta, niż zimą, w dość zauważalnym nieładzie.
● Zdrowy i w pełni sił, brak zauważalnych obrażeń.
● Zielony szalik w kratkę luźno zawiązany na szyi.
Zapach leśnego runa, żywicy, nutka woni zająca.
● zielony szalik w kratkę (na szyi)
────◆◆◆────
- Naiara
- Samotnik
- Posty: 57
- Płeć: Samica
- Ciąża: Nie
- Siła: 25 (15+10)
- Zręczność: 25 (15 + 10)
- Czujność: 30 (20 + 10)
- Wiedza: 0
- Życie: 100
- Energia: 100
- Punkty Doświadczenia: 27
Leśna Idylla
I to był moment, w którym Naiara nie była pewna, co powinna dodać. A kiedy nie wiedziała, co powiedzieć, mówiła same najgorsze rzeczy. Dlatego właśnie teraz, po krótkiej chwili dość niezręcznego (przynajmniej jej zdaniem) milczenia, wyparowała jednym z tekstów, których podczas wigilijnej kolacji nikt słuchać nie chce. Bynajmniej nie dotyczył on ani religii, ani nawet polityki...
— A pannę jakąś na oku masz? — zagaiła, spoglądając niepewnie na Lysanthira. Zdecydowanie nie chciała być wścibska czy nieuprzejma, ale... jakoś samo wyszło. Zresztą dawno syna nie wiedziała, chciała się po prostu dowiedzieć, co u niego słychać!
— A pannę jakąś na oku masz? — zagaiła, spoglądając niepewnie na Lysanthira. Zdecydowanie nie chciała być wścibska czy nieuprzejma, ale... jakoś samo wyszło. Zresztą dawno syna nie wiedziała, chciała się po prostu dowiedzieć, co u niego słychać!
- Lysanthir
- Samotnik
- Posty: 48
- Rodzice: Naiara x Arkhan
- Płeć: Samiec
- Ciąża: Nie dotyczy
- Siła: 25 (15 + 10)
- Zręczność: 30 (20 + 10)
- Czujność: 25 (15 + 10)
- Wiedza: 0
- Życie: 100
- Energia: 100
- Punkty Doświadczenia: 9
Leśna Idylla
I nagle, niespodziewanie padło jedno z tych okropnie niezręcznych pytań, jakie zazwyczaj rozbrzmiewają podczas jakiegoś rodzinnego obiadu, najczęściej w najgorszym możliwym momencie. Lysanthir oczywiście się tego nie spodziewał. Dobrze, że tym razem niczego nie przeżuwał, bo pewnie by się biedny znowu zakrztusił. Zamiast tego po prostu na moment zamilkł, patrząc na Naiarę, wyraźnie nieco zmieszany. Poczuł, że policzki zalewają się gorącem i w duchu podziękował wszystkim bóstwom, o których kiedykolwiek gdzieś usłyszał za to, iż wilki posiadają futro i z tego powodu rumieniec nie był tak zauważalny.
— No... — zaczął, drapiąc się przy tym tylną łapą po uchu w jakimś wyjątkowo niezręcznym geście. — No na razie nie — wypalił wreszcie, siadając po tym prosto i posyłając matce nieco zmieszany uśmiech.
— Właściwie to jedną chyba ostatnio jakoś niechcący przestraszyłem — dodał, wyraźnie zawstydzony, wspominając tamtą noc podczas zorzy i skrzydlatą samicę, która najpierw się do niego kleiła, a potem niespodziewanie uciekła w podskokach. Nadal nie był pewien, co zrobił wtedy nie tak, lecz pewnie coś musiało być na rzeczy. I okropnie się tego wstydził.
Zapewne obcemu by o tym nie wspomniał jednak... Cóż, matka to matka.
— No... — zaczął, drapiąc się przy tym tylną łapą po uchu w jakimś wyjątkowo niezręcznym geście. — No na razie nie — wypalił wreszcie, siadając po tym prosto i posyłając matce nieco zmieszany uśmiech.
— Właściwie to jedną chyba ostatnio jakoś niechcący przestraszyłem — dodał, wyraźnie zawstydzony, wspominając tamtą noc podczas zorzy i skrzydlatą samicę, która najpierw się do niego kleiła, a potem niespodziewanie uciekła w podskokach. Nadal nie był pewien, co zrobił wtedy nie tak, lecz pewnie coś musiało być na rzeczy. I okropnie się tego wstydził.
Zapewne obcemu by o tym nie wspomniał jednak... Cóż, matka to matka.
L y s a n t h i r
────◆◆◆────

────◆◆◆────
────◆◆◆────
────◆◆◆────

────◆◆◆────
STAN
ZAPACH
EKWIPUNEK
KARTA POSTACIZAPACH
EKWIPUNEK
● Chudy, lecz nie nadmiernie wychudzony.
● Sierść średniej długości, znacznie mniej puszysta, niż zimą, w dość zauważalnym nieładzie.
● Zdrowy i w pełni sił, brak zauważalnych obrażeń.
● Zielony szalik w kratkę luźno zawiązany na szyi.
● Sierść średniej długości, znacznie mniej puszysta, niż zimą, w dość zauważalnym nieładzie.
● Zdrowy i w pełni sił, brak zauważalnych obrażeń.
● Zielony szalik w kratkę luźno zawiązany na szyi.
Zapach leśnego runa, żywicy, nutka woni zająca.
● zielony szalik w kratkę (na szyi)
────◆◆◆────
- Naiara
- Samotnik
- Posty: 57
- Płeć: Samica
- Ciąża: Nie
- Siła: 25 (15+10)
- Zręczność: 25 (15 + 10)
- Czujność: 30 (20 + 10)
- Wiedza: 0
- Życie: 100
- Energia: 100
- Punkty Doświadczenia: 27
Leśna Idylla
Prawdopodobnie nie zauważyłaby rumieńców nawet, gdyby Lysanthir posiadał gładkie policzki pozbawione jakiegokolwiek kłaczka. Oto bowiem dotarło do niej, jak głupie pytanie sprzedała synowi i odwróciła wzrok, wbijając go w ognisko. Złapała nawet jakąś gałązkę i dorzuciła, niby żeby podtrzymać płomień, a tak naprawdę po to, by się czymś zająć. Poruszyła lekko uchem, kiedy Lysek — mimo wszystko — zdecydował się odpowiedzieć. Prawdę mówiąc spodziewała się, iż basior jakoś pytanie odbije czy spławi, więc odrobinę ją to zaskoczyło. Nadal jednak nie odważyła się odwrócić ku niemu spojrzenia, chyba bała się, że jej własne wypieki wypalą wzrok brązowemu.
— Przestraszyłeś? — zdziwienie jednak przesłoniło chęć odszukania w sobie chociażby odrobiny taktu. Odwróciła oczy, zerkając z czymś na kształt troski i zaniepokojenia na syna. Przecież... nie był straszny. — Nie rozumiem. Jesteś przystojnym, uprzejmym basiorem. Nie wiem, czym mógłbyś ją przestraszyć. No, chyba, że tylko przy matce się tak świetnie maskujesz — ostatnie wypowiedziała już znacznie weselszym, wyraźnie żartobliwym tonem, lekko kołysząc ogonem. Nawet uśmiechnęła się ciepło.
— Przestraszyłeś? — zdziwienie jednak przesłoniło chęć odszukania w sobie chociażby odrobiny taktu. Odwróciła oczy, zerkając z czymś na kształt troski i zaniepokojenia na syna. Przecież... nie był straszny. — Nie rozumiem. Jesteś przystojnym, uprzejmym basiorem. Nie wiem, czym mógłbyś ją przestraszyć. No, chyba, że tylko przy matce się tak świetnie maskujesz — ostatnie wypowiedziała już znacznie weselszym, wyraźnie żartobliwym tonem, lekko kołysząc ogonem. Nawet uśmiechnęła się ciepło.
- Lysanthir
- Samotnik
- Posty: 48
- Rodzice: Naiara x Arkhan
- Płeć: Samiec
- Ciąża: Nie dotyczy
- Siła: 25 (15 + 10)
- Zręczność: 30 (20 + 10)
- Czujność: 25 (15 + 10)
- Wiedza: 0
- Życie: 100
- Energia: 100
- Punkty Doświadczenia: 9
Leśna Idylla
Nadal czuł, że się czerwieni, zresztą, ogólnie zrobiło się nieco niezręcznie. Zwłaszcza teraz, kiedy poruszył sprawę tamtej sytuacji mającej miejsce na pewnej skalnej półce. Ponieważ... Cóż, łaciatego nadal trochę to bolało. Nie miał pojęcia, co zrobił wówczas nie tak i szczerze powiedziawszy nie czuł się z tym najlepiej. W końcu doświadczenie z samicami miał, jakie miał — czyli praktycznie zerowe. Może popełnił jakiś karygodny błąd, który ją go niego zniechęcił? Przydałoby się w sumie dowiedzieć, co to takiego, lecz... Czy chciał rozmawiać o takich sprawach z własną matką? Trochę czuł się z tym głupio.
Do tego stopnia, że zaczął grzebać patykiem w ognisku, unikając jej wzroku.
— No... Nie wiem. Wszystko było dobrze, rozmawialiśmy, było miło i nagle... No... Uciekła — bąknął z miną dobitnie wskazującą na to, jak bardzo idiotycznie się teraz czuje.
Do tego stopnia, że zaczął grzebać patykiem w ognisku, unikając jej wzroku.
— No... Nie wiem. Wszystko było dobrze, rozmawialiśmy, było miło i nagle... No... Uciekła — bąknął z miną dobitnie wskazującą na to, jak bardzo idiotycznie się teraz czuje.
L y s a n t h i r
────◆◆◆────

────◆◆◆────
────◆◆◆────
────◆◆◆────

────◆◆◆────
STAN
ZAPACH
EKWIPUNEK
KARTA POSTACIZAPACH
EKWIPUNEK
● Chudy, lecz nie nadmiernie wychudzony.
● Sierść średniej długości, znacznie mniej puszysta, niż zimą, w dość zauważalnym nieładzie.
● Zdrowy i w pełni sił, brak zauważalnych obrażeń.
● Zielony szalik w kratkę luźno zawiązany na szyi.
● Sierść średniej długości, znacznie mniej puszysta, niż zimą, w dość zauważalnym nieładzie.
● Zdrowy i w pełni sił, brak zauważalnych obrażeń.
● Zielony szalik w kratkę luźno zawiązany na szyi.
Zapach leśnego runa, żywicy, nutka woni zająca.
● zielony szalik w kratkę (na szyi)
────◆◆◆────
- Naiara
- Samotnik
- Posty: 57
- Płeć: Samica
- Ciąża: Nie
- Siła: 25 (15+10)
- Zręczność: 25 (15 + 10)
- Czujność: 30 (20 + 10)
- Wiedza: 0
- Życie: 100
- Energia: 100
- Punkty Doświadczenia: 27
Leśna Idylla
Szturchnęła lekko syna w ramię.
— Może coś ważnego jej się przypomniało, a ty niepotrzebnie się obwiniasz? Sam powiedziałeś, że nie wiesz, o co chodzi. Nie dopowiadaj sobie kochanie za dużo, bo możesz od tego zwariować. — Głos miała spokojny, kojący. Oczywiście jakby spotkała tamtą wilczycę to by sobie z nią porozmawiała po swojemu, bo kto to widział, żeby przez jakąś głupotę (jak zakładała Naiara) tak mocno uderzać w to, co ona próbowała miesiącami budować: pewność siebie Lysanthira. Bolało ją, iż syn tak się tym przejmuje. Nietrudno było dostrzec, iż wciąż go to gdzieś tam bolało.
— Może warto byłoby jej poszukać i to wyjaśnić, jeśli ją polubiłeś? — zaproponowała luźno.
Cóż, sama nie powinna służyć za autorytet w tej sytuacji. Przecież sama nie zachowała się w stosunku do Aciego, a potem też i Arkhana, nie najlepiej. Temu drugiemu przynajmniej próbowała wyjaśnić, że nic z tego nie będzie i to słaby pomysł, że ich relacja powinna zakończyć się na jednonocnej przygodzie (na skutek której powstał obecny tu brązowy basior). Podrapała się pod brodą, odwracając wzrok.
— Może coś ważnego jej się przypomniało, a ty niepotrzebnie się obwiniasz? Sam powiedziałeś, że nie wiesz, o co chodzi. Nie dopowiadaj sobie kochanie za dużo, bo możesz od tego zwariować. — Głos miała spokojny, kojący. Oczywiście jakby spotkała tamtą wilczycę to by sobie z nią porozmawiała po swojemu, bo kto to widział, żeby przez jakąś głupotę (jak zakładała Naiara) tak mocno uderzać w to, co ona próbowała miesiącami budować: pewność siebie Lysanthira. Bolało ją, iż syn tak się tym przejmuje. Nietrudno było dostrzec, iż wciąż go to gdzieś tam bolało.
— Może warto byłoby jej poszukać i to wyjaśnić, jeśli ją polubiłeś? — zaproponowała luźno.
Cóż, sama nie powinna służyć za autorytet w tej sytuacji. Przecież sama nie zachowała się w stosunku do Aciego, a potem też i Arkhana, nie najlepiej. Temu drugiemu przynajmniej próbowała wyjaśnić, że nic z tego nie będzie i to słaby pomysł, że ich relacja powinna zakończyć się na jednonocnej przygodzie (na skutek której powstał obecny tu brązowy basior). Podrapała się pod brodą, odwracając wzrok.
- Lysanthir
- Samotnik
- Posty: 48
- Rodzice: Naiara x Arkhan
- Płeć: Samiec
- Ciąża: Nie dotyczy
- Siła: 25 (15 + 10)
- Zręczność: 30 (20 + 10)
- Czujność: 25 (15 + 10)
- Wiedza: 0
- Życie: 100
- Energia: 100
- Punkty Doświadczenia: 9
Leśna Idylla
Gsy matka go szturchnęła, odruchowo podniósł na nią wzrok i uśmiechnął się lekko, wciąż nieco zażenowany. Gdzieś w głębi duszy czuł, że może niepotrzebnie się przejmuje — w końcu wilczyc na świecie było wiele, i jak nie ta, to znajdzie się w końcu jakaś inna. Jednakże skłamałby, gdyby stwierdził, iż kompletnie spłynęło to po nim jak po kaczce i nie zastanawiał się czasami, czy to jego osoba nie była tu problemem. Może nieopatrznie zrobił coś nie tak, popełnił może jakiś nietakt? Albo po prostu przyjrzała mu się dokładniej i coś sprawiło, że nagle zmieniło zdanie? Może to te plamki albo chude łapy...?
Miał dość mieszane uczucia — z jednej strony czuł bowiem, że te wszystkie wątpliwości są do bólu wręcz głupie, z drugiej jednak... Cóż, istniały. I nie potrafił tego zmienić.
— Może powinienem — zgodził się z matką, choć co do tego również miał wątpliwości. Tak naprawdę nie wiedział, gdzie tamtej w ogóle miałby szukać i podejrzewał, że jeśli przypadkiem gdzieś na nią nie wpadnie, nie będzie miał na to zbyt dużej szansy.
Zapadła nieco niezręczna cisza, kiedy Naiara popadła w jakieś dziwne zamyślenie. Nie przerywał jej. Oczywiście nie miał pojęcia, że myśli między innymi o jego własnym ojcu, którego przecież nigdy nie poznał. Nigdy też nawet o niego nie pytał, gdyż wcześniej nie czuł takiej potrzeby. Ba, przez dłuższy czas nie miał nawet pojęcia, że nieobecność jednego z rodziców w życiu szczenięcia nie była czymś zupełnie normalnym. Zdał sobie z tego sprawę dopiero podczas swej podróży.
Lecz chociaż ciekawiło go to czasem, nie myślał nawet o poruszeniu tego tematu. W sumie nie był pewien, czy chciałby wiedzieć cokolwiek o ojcu. Może lepiej, jeśli pozostał bezimienną postacią, którą mógł traktować, jakby nie istniała. Tak łatwiej.
Miał dość mieszane uczucia — z jednej strony czuł bowiem, że te wszystkie wątpliwości są do bólu wręcz głupie, z drugiej jednak... Cóż, istniały. I nie potrafił tego zmienić.
— Może powinienem — zgodził się z matką, choć co do tego również miał wątpliwości. Tak naprawdę nie wiedział, gdzie tamtej w ogóle miałby szukać i podejrzewał, że jeśli przypadkiem gdzieś na nią nie wpadnie, nie będzie miał na to zbyt dużej szansy.
Zapadła nieco niezręczna cisza, kiedy Naiara popadła w jakieś dziwne zamyślenie. Nie przerywał jej. Oczywiście nie miał pojęcia, że myśli między innymi o jego własnym ojcu, którego przecież nigdy nie poznał. Nigdy też nawet o niego nie pytał, gdyż wcześniej nie czuł takiej potrzeby. Ba, przez dłuższy czas nie miał nawet pojęcia, że nieobecność jednego z rodziców w życiu szczenięcia nie była czymś zupełnie normalnym. Zdał sobie z tego sprawę dopiero podczas swej podróży.
Lecz chociaż ciekawiło go to czasem, nie myślał nawet o poruszeniu tego tematu. W sumie nie był pewien, czy chciałby wiedzieć cokolwiek o ojcu. Może lepiej, jeśli pozostał bezimienną postacią, którą mógł traktować, jakby nie istniała. Tak łatwiej.
L y s a n t h i r
────◆◆◆────

────◆◆◆────
────◆◆◆────
────◆◆◆────

────◆◆◆────
STAN
ZAPACH
EKWIPUNEK
KARTA POSTACIZAPACH
EKWIPUNEK
● Chudy, lecz nie nadmiernie wychudzony.
● Sierść średniej długości, znacznie mniej puszysta, niż zimą, w dość zauważalnym nieładzie.
● Zdrowy i w pełni sił, brak zauważalnych obrażeń.
● Zielony szalik w kratkę luźno zawiązany na szyi.
● Sierść średniej długości, znacznie mniej puszysta, niż zimą, w dość zauważalnym nieładzie.
● Zdrowy i w pełni sił, brak zauważalnych obrażeń.
● Zielony szalik w kratkę luźno zawiązany na szyi.
Zapach leśnego runa, żywicy, nutka woni zająca.
● zielony szalik w kratkę (na szyi)
────◆◆◆────
- Naiara
- Samotnik
- Posty: 57
- Płeć: Samica
- Ciąża: Nie
- Siła: 25 (15+10)
- Zręczność: 25 (15 + 10)
- Czujność: 30 (20 + 10)
- Wiedza: 0
- Życie: 100
- Energia: 100
- Punkty Doświadczenia: 27
Leśna Idylla
Skłoniła lekko pyskiem. Prawdę mówiąc nie była pewna, o co jeszcze powinna zapytać. Przeniosła więc spojrzenie na Lysanthira. Skoro mamy drugą sesję, myślę, że tą można powoli zakończyć, żeby się nie pomieszać.
— Nic na siłę. Wierzę, że jeśli los chce, abyś z kimś był, prędzej czy później sam splecie wasze drogi — powiedziała spokojnie. Niekoniecznie było to zgodne z prawdą. W końcu sama wielokrotnie uciekała od poważnych relacji, a w przeznaczenie raczej nie wierzyła, chociaż spotkanie Alexa poruszyło nieco bardziej romantyczne struny jej jestestwa. Zakołysała leniwie ogonem.
— Przepraszam, kochanie, ale muszę powoli wracać. To co, w okolicy najbliższej pełni, na brzozowej polance? Wierzę, ze trafisz, chociażby po moim zapachu, ale jakbyś miał jakiekolwiek problemy — odszukam cię — zaproponowała. Dobrze będzie mieć go przy sobie, na bezpiecznym terenie, w czasie szalejących wilkołaków. Wiedziałaby, że jest bezpieczny.
— Nic na siłę. Wierzę, że jeśli los chce, abyś z kimś był, prędzej czy później sam splecie wasze drogi — powiedziała spokojnie. Niekoniecznie było to zgodne z prawdą. W końcu sama wielokrotnie uciekała od poważnych relacji, a w przeznaczenie raczej nie wierzyła, chociaż spotkanie Alexa poruszyło nieco bardziej romantyczne struny jej jestestwa. Zakołysała leniwie ogonem.
— Przepraszam, kochanie, ale muszę powoli wracać. To co, w okolicy najbliższej pełni, na brzozowej polance? Wierzę, ze trafisz, chociażby po moim zapachu, ale jakbyś miał jakiekolwiek problemy — odszukam cię — zaproponowała. Dobrze będzie mieć go przy sobie, na bezpiecznym terenie, w czasie szalejących wilkołaków. Wiedziałaby, że jest bezpieczny.
- Lysanthir
- Samotnik
- Posty: 48
- Rodzice: Naiara x Arkhan
- Płeć: Samiec
- Ciąża: Nie dotyczy
- Siła: 25 (15 + 10)
- Zręczność: 30 (20 + 10)
- Czujność: 25 (15 + 10)
- Wiedza: 0
- Życie: 100
- Energia: 100
- Punkty Doświadczenia: 9
Leśna Idylla
/no, najlogiczniej będzie tą skończyć
Uśmiechnął się ponownie, wciąż odrobinę zażenowany.
Na szczęście temat wkrótce się wyczerpał, toteż mógł znów skupić myśli na czymś innym niż tamten niezbyt udany wieczór. I dobrze, bo szczerze powiedziawszy, chyba wolałby zapomnieć niż to jeszcze bardziej roztrząsać. Jak widać nie kończyło się to dobrze, skoro zaczynał doszukiwać się w tym wszystkim własnej winy.
Wkrótce okazało się, że owo spotkanie miało właśnie się zakończyć. Nie miał matce tego za złe, w żadnym stopniu. W końcu miała teraz młodsze dzieci, które potrzebowały więcej jej uwagi, niż on, jakby nie patrzeć, już dorosły samiec. Pokiwał więc głową, zapamiętując instrukcje.
— Trafię — zapewnił matkę, uśmiechając się lekko. Co prawda naprawdę niewiele wiedział o terenach Klanu Natury i podejrzewał, że faktycznie przyjdzie mu szukać jasnofutrej po zapachu, jednakże nie martwił się tym, iż pobłądzi.
— W takim razie... Widzimy się niebawem — powiedział, po czym wstał z miejsca i podszedł do rodzicielki, by po prostu ponownie objąć ją łapą i wtulić nos w jasne futerko.
— Cieszę się, że dzisiaj tu na siebie wpadliśmy — dodał po chwili, odsuwając się nieco, wciąż z lekkim uśmiechem na pysku.
Uśmiechnął się ponownie, wciąż odrobinę zażenowany.
Na szczęście temat wkrótce się wyczerpał, toteż mógł znów skupić myśli na czymś innym niż tamten niezbyt udany wieczór. I dobrze, bo szczerze powiedziawszy, chyba wolałby zapomnieć niż to jeszcze bardziej roztrząsać. Jak widać nie kończyło się to dobrze, skoro zaczynał doszukiwać się w tym wszystkim własnej winy.
Wkrótce okazało się, że owo spotkanie miało właśnie się zakończyć. Nie miał matce tego za złe, w żadnym stopniu. W końcu miała teraz młodsze dzieci, które potrzebowały więcej jej uwagi, niż on, jakby nie patrzeć, już dorosły samiec. Pokiwał więc głową, zapamiętując instrukcje.
— Trafię — zapewnił matkę, uśmiechając się lekko. Co prawda naprawdę niewiele wiedział o terenach Klanu Natury i podejrzewał, że faktycznie przyjdzie mu szukać jasnofutrej po zapachu, jednakże nie martwił się tym, iż pobłądzi.
— W takim razie... Widzimy się niebawem — powiedział, po czym wstał z miejsca i podszedł do rodzicielki, by po prostu ponownie objąć ją łapą i wtulić nos w jasne futerko.
— Cieszę się, że dzisiaj tu na siebie wpadliśmy — dodał po chwili, odsuwając się nieco, wciąż z lekkim uśmiechem na pysku.
L y s a n t h i r
────◆◆◆────

────◆◆◆────
────◆◆◆────
────◆◆◆────

────◆◆◆────
STAN
ZAPACH
EKWIPUNEK
KARTA POSTACIZAPACH
EKWIPUNEK
● Chudy, lecz nie nadmiernie wychudzony.
● Sierść średniej długości, znacznie mniej puszysta, niż zimą, w dość zauważalnym nieładzie.
● Zdrowy i w pełni sił, brak zauważalnych obrażeń.
● Zielony szalik w kratkę luźno zawiązany na szyi.
● Sierść średniej długości, znacznie mniej puszysta, niż zimą, w dość zauważalnym nieładzie.
● Zdrowy i w pełni sił, brak zauważalnych obrażeń.
● Zielony szalik w kratkę luźno zawiązany na szyi.
Zapach leśnego runa, żywicy, nutka woni zająca.
● zielony szalik w kratkę (na szyi)
────◆◆◆────
- Envy
- Samotnik
- Posty: 39
- Płeć: Samiec
- Siła: 35
- Zręczność: 5
- Czujność: 5
- Wiedza: 5
- Życie: 100
- Energia: 100
Leśna Idylla
Wszedł i kręcił się jakiś czas, jakby czegoś szukał. Odnalezienie odpowiednich śladów nie zajęło mu dużo czasu, bo pozostałości po drzewie były wyraźnie. Powęszył chwilę przy ziemi i fuknął cicho, unosząc wzrok, aby zorientować się w którym kierunku iść dalej.

fuk u lol
Swept it all away, gone without a trace
Left me here to waste, ain't the same face
Sleep in bloody stains.
Ekwipunek: owoc wędrówki
- Envy
- Samotnik
- Posty: 39
- Płeć: Samiec
- Siła: 35
- Zręczność: 5
- Czujność: 5
- Wiedza: 5
- Życie: 100
- Energia: 100
Leśna Idylla
Odnalazł odpowiedni kierunek i ruszył dalej. /zt

fuk u lol
Swept it all away, gone without a trace
Left me here to waste, ain't the same face
Sleep in bloody stains.
Ekwipunek: owoc wędrówki
- Asmodeus
- Inkwizytor
- Posty: 155
- Rodzice: Shadyia x Raija.
- Płeć: Samiec
- Siła: 50 (20+30)
- Zręczność: 50 (15+30+5)
- Czujność: 5
- Wiedza: 30
- Życie: 100
- Energia: 50
- Punkty Doświadczenia: 106
- Profesje: Kat [1], Uzdrowiciel [2]
Leśna Idylla
ZADANIE KWARALNE KLANU CIENIA.
Zadanie: Wytrop karawanę, znajdź uciekinierów i rozpraw się z nimi raz na zawsze.
Leśna Idylla, choć pełna z pozoru niegroźnych ruin, skrywała mroczne tajemnice. Zbliżająca się karawana, wolno sunąca przez las, była jak świt przed burzą, z każdą chwilą coraz bardziej zagrożona przez to, co czaiło się w cieniu. Asmodeus, wilk o czarnym, podpalanym futrze, masywnym ciele i krwawych oczach, stanowił obraz grozy. Był nie tylko INKWIZYTOREM — oprawcą i zgubą dla tych śmiesznych uciekających piesków, lecz i symbolem czegoś więcej – siły, która przetrwała, pomimo mrocznych losów, które ją ukształtowały.
Miał w sobie coś niepokojącego, nie tylko fizycznie, ale i duchowo – jego obecność wywoływała w innych strach, który zdawał się przenikać do najgłębszych zakamarków umysłu. Z jego bokiem podążał Threthon – jego partner, niemniej groźny, choć w bardziej opanowany sposób. Threthon znał Asmodeusa jak nikt inny, rozumiał jego intensywność, a przy tym miał tę cechę, której Asmodeusowi czasami brakowało – wyważenie.
Asmodeus rozpoznał ich zapach już z daleka. Karawana z uciekinierami. Wilki z Klanu Cienia, którzy nie dość, że uciekali, to jeszcze próbowali oszukać przeznaczenie. Przeznaczenie, którego Asmodeus nienawidził. Wiedział, że nie ma ucieczki przed tym, co nieuniknione...
— Nie pozwolę im uciec — Burknął do siebie, patrząc na zgliszcza przed sobą. W jego głosie była siła, ale i gniew, który budził strach. – ZDRAJCY z Klani Cienia myśli, że może uciec, ale nie oni. Nie tym razem. ONI NIE MAJĄ RACJI BYTU.
— Musimy się upewnić, że są tam tylko ci, których szukamy. Zbyt łatwo się pomylić. Czasem pozory mogą być zwodnicze... — Asmodeus uniósł nos, czując zapach wilków na wietrze. Zatrzymał się, by nasłuchiwać. Z jego postawy emanowała gotowość, chęć walki... WEWNĘTRZNIE aż rwał się do konfrontacji, a raczej zabijania, HEHE...
— Zbyt długo czaili się w cieniu. Teraz będziemy ich tropić. Każdy, kto z nimi jedzie, ma na pieńku z Klanem. Nie potrzebujemy więcej dowodów. Czas, by zakończyć tę grę... — To był moment, by zakończyć to, co się zaczęło. Raz na zawsze.
Asmodeus spojrzał na swojego towarzysza, a jego oczy zaiskrzyły się czerwienią, gdy mówił...
— Przygotuj się, Threthon. To, co zaczniemy, nie skończy się tak łatwo... — Błysnął jeszcze na koniec lewym kłem, czekając na jego reakcję.
Threthon
Zadanie: Wytrop karawanę, znajdź uciekinierów i rozpraw się z nimi raz na zawsze.
Leśna Idylla, choć pełna z pozoru niegroźnych ruin, skrywała mroczne tajemnice. Zbliżająca się karawana, wolno sunąca przez las, była jak świt przed burzą, z każdą chwilą coraz bardziej zagrożona przez to, co czaiło się w cieniu. Asmodeus, wilk o czarnym, podpalanym futrze, masywnym ciele i krwawych oczach, stanowił obraz grozy. Był nie tylko INKWIZYTOREM — oprawcą i zgubą dla tych śmiesznych uciekających piesków, lecz i symbolem czegoś więcej – siły, która przetrwała, pomimo mrocznych losów, które ją ukształtowały.
Miał w sobie coś niepokojącego, nie tylko fizycznie, ale i duchowo – jego obecność wywoływała w innych strach, który zdawał się przenikać do najgłębszych zakamarków umysłu. Z jego bokiem podążał Threthon – jego partner, niemniej groźny, choć w bardziej opanowany sposób. Threthon znał Asmodeusa jak nikt inny, rozumiał jego intensywność, a przy tym miał tę cechę, której Asmodeusowi czasami brakowało – wyważenie.
Asmodeus rozpoznał ich zapach już z daleka. Karawana z uciekinierami. Wilki z Klanu Cienia, którzy nie dość, że uciekali, to jeszcze próbowali oszukać przeznaczenie. Przeznaczenie, którego Asmodeus nienawidził. Wiedział, że nie ma ucieczki przed tym, co nieuniknione...
— Nie pozwolę im uciec — Burknął do siebie, patrząc na zgliszcza przed sobą. W jego głosie była siła, ale i gniew, który budził strach. – ZDRAJCY z Klani Cienia myśli, że może uciec, ale nie oni. Nie tym razem. ONI NIE MAJĄ RACJI BYTU.
— Musimy się upewnić, że są tam tylko ci, których szukamy. Zbyt łatwo się pomylić. Czasem pozory mogą być zwodnicze... — Asmodeus uniósł nos, czując zapach wilków na wietrze. Zatrzymał się, by nasłuchiwać. Z jego postawy emanowała gotowość, chęć walki... WEWNĘTRZNIE aż rwał się do konfrontacji, a raczej zabijania, HEHE...
— Zbyt długo czaili się w cieniu. Teraz będziemy ich tropić. Każdy, kto z nimi jedzie, ma na pieńku z Klanem. Nie potrzebujemy więcej dowodów. Czas, by zakończyć tę grę... — To był moment, by zakończyć to, co się zaczęło. Raz na zawsze.
Asmodeus spojrzał na swojego towarzysza, a jego oczy zaiskrzyły się czerwienią, gdy mówił...
— Przygotuj się, Threthon. To, co zaczniemy, nie skończy się tak łatwo... — Błysnął jeszcze na koniec lewym kłem, czekając na jego reakcję.
Threthon

· · ─ ·𖥸· ─ · ·
| ODZNACZENIA: Laur Bestii x2, Skrzydła Merkumere x2.
Sztylet: Wykrwawiacz Dusz | KARTA POSTACI.

Asmodeus to wulgarna postać — UWAGA na to co mówi, czy myśli.
POSTAĆ WULGARNA,
KTÓRA CZĘSTO UCZESTNICZY W FABUŁACH +18
Le sang c'est le sexe.
ﮩ٨ـﮩﮩ٨ـ♡ﮩ٨ـﮩﮩ٨ـ THRETHON ﮩ٨ـﮩﮩ٨ـ♡ﮩ٨ـﮩﮩ٨ـ
MUTACJE OPISANE W KARCIE POSTACI, ZAPRASZAM.
· · ─ ·𖥸· ─ · ·

- Threthon
- Skrytobójca
- Posty: 167
- Rodzice: Tiave x Raim
- Płeć: Samiec
- Ciąża: Nie dotyczy
- Siła: 10
- Zręczność: 30 (10+20)
- Czujność: 30 (10+20)
- Wiedza: 23
- Życie: 100
- Energia: 100
- Punkty Doświadczenia: 25
- Profesje: Tropiciel [1]
Leśna Idylla
Powoli podążał za partnerem, starając się opanować własne emocje i nie szaleć za wcześnie. Choć czuł jak emocje zaczynają w nim powoli buzować, to nie dał niczego po sobie poznać. Wystarczy, że Asmo już warczał, a ledwo co pojawili się na miejscu. Wytropienie zbiegów zostawił jemu, bo choć Threthon należał do klanu to przez zniknięcie mógł mieć problem z wywęszeniem tego co trzeba.
— Nie pozwolimy im uciec, spokojnie, wszyscy są już martwi. Mruknął, trzymając się jego boku. Z daleka widział karawanę, wilków nie było może za dużo, ale jednak więcej niż dwa. On w przeciwienstwie do drugiego basiora nie był jakoś wysoko w klanie, nie miał super fancy mocy do wykorzystania. Jedynie kły i pazury, więc w razie czego to on mógł oberwać najmocniej.
— Będę tuż za tobą. Cofnął się odrobinę, aby to inkwizytor rozpoczął atak i wskazał pierwsze cele. On będzie osłaniał jego tyły, a w zamian tylko oczekiwał tego samego.
Asmodeus
— Nie pozwolimy im uciec, spokojnie, wszyscy są już martwi. Mruknął, trzymając się jego boku. Z daleka widział karawanę, wilków nie było może za dużo, ale jednak więcej niż dwa. On w przeciwienstwie do drugiego basiora nie był jakoś wysoko w klanie, nie miał super fancy mocy do wykorzystania. Jedynie kły i pazury, więc w razie czego to on mógł oberwać najmocniej.
— Będę tuż za tobą. Cofnął się odrobinę, aby to inkwizytor rozpoczął atak i wskazał pierwsze cele. On będzie osłaniał jego tyły, a w zamian tylko oczekiwał tego samego.
Asmodeus
𝓣𝓱𝓻𝓮𝓽𝓱𝓸𝓷
Why would you let this voice set in your head?
⋆♱✮♱⋆
ZAPACH: Krew, Asmo.
𝚁𝙾𝙳𝚉𝙸𝙽𝙰: 𝚁𝚊𝚒𝚖𝚔𝚑𝚊𝚊𝚛𝚞𝚗 𝚡 𝚃𝚒𝚊𝚟𝚎.
𝙿𝙰𝚁𝚃𝙽𝙴𝚁: Asmodeus
Catch the fire burning out your soul
Just make it die or you will turn it all
To ashes and blood
⋆♱✮♱⋆
KARTA POSTACI x EKWIPUNEK
Why would you let this voice set in your head?
⋆♱✮♱⋆
ZAPACH: Krew, Asmo.
𝚁𝙾𝙳𝚉𝙸𝙽𝙰: 𝚁𝚊𝚒𝚖𝚔𝚑𝚊𝚊𝚛𝚞𝚗 𝚡 𝚃𝚒𝚊𝚟𝚎.
𝙿𝙰𝚁𝚃𝙽𝙴𝚁: Asmodeus
Catch the fire burning out your soul
Just make it die or you will turn it all
To ashes and blood
⋆♱✮♱⋆
KARTA POSTACI x EKWIPUNEK

- Asmodeus
- Inkwizytor
- Posty: 155
- Rodzice: Shadyia x Raija.
- Płeć: Samiec
- Siła: 50 (20+30)
- Zręczność: 50 (15+30+5)
- Czujność: 5
- Wiedza: 30
- Życie: 100
- Energia: 50
- Punkty Doświadczenia: 106
- Profesje: Kat [1], Uzdrowiciel [2]
Leśna Idylla
Threthon ledwie co cofnął się na krok, a Asmodeus już wpadł w swój morderczy trans. Jego czarne, podpalane futro zdawało się błyszczeć w mdłym świetle, a ślina skapująca z kłów mieszała się z ziemią, tworząc lepką, spienioną maź. Oczy błyszczały szaleństwem, gdy wilk spojrzał na partnera.
— Goń, zabij! — Jego głos przeszedł w obłąkańczy śmiech, gardłowy i przepełniony chorą ekscytacją. Nie czekał dłużej. Rzucił się naprzód, a jego potężne łapy wbiły się w zmarznięta twardą glebę, wzbijając w powietrze kłęby kurzu i opadłych liści...
Pierwszy niewolnik nawet nie zdążył krzyknąć. Asmodeus dopadł go w okamgnieniu, przewracając na ziemię i przygniatając jego pierś ciężką łapą. Samiec był solidnej budowy, ale w tym momencie trząsł się jak liść na wietrze. Oddychał szybko, płytko, walcząc o każdy haust powietrza.
— To co... co z nim zrobimy? — Asmodeus uniósł pysk, a jego głos ociekał wręcz groteskową przyjemnością. Docisnął łapę jeszcze mocniej, przyciskając ofiarę do ziemi, jakby chciał zobaczyć, jak bardzo można go jeszcze udusić, nim umrze...
Jego czerwone ślepia przeniosły się na Threthona, błyszcząc niecierpliwością. Czekał na decyzję. Mógł go rozszarpać w jednej chwili, ale może… może Threthon miał ochotę na coś bardziej interesującego...?
Niewolnik aka Uciekinier nr. 1.
Strach rozsadzał jego pierś bardziej niż ciężar łapy Asmodeusa. Serce waliło mu jak oszalałe, boleśnie obijając się o żebra, jakby próbowało wyrwać się z klatki, którą stało się jego własne ciało. Każdy oddech był płytki, rwany, desperacko walczący o choć odrobinę powietrza, którego było coraz mniej.
Paniczny dreszcz przebiegł mu wzdłuż kręgosłupa, jak lodowate ostrze wbijające się między kręgi. Myśli krążyły chaotycznie, nie mógł się skupić – czuł tylko lęk, pierwotny, przenikający każdą komórkę jego ciała. Instynkt krzyczał, by walczyć, by uciekać, ale ciało było sparaliżowane przerażeniem.
Gdy spojrzał na Threthona, w jego oczach nie było już dumy, nie było niczego poza błaganiem. Cichy, żałosny skowyt wydobył się z jego gardła, ledwie słyszalny przez ogłuszający szum krwi w uszach. Może jeszcze istniała nadzieja? Może ten drugi… może on go ocali? W jego spojrzeniu błyszczała ostatnia iskra desperacji, ale w głębi duszy już wiedział. Był martwy. Może jeszcze oddychał, może jeszcze czuł chłód ziemi pod sobą, ale to był koniec.
Threthon
— Goń, zabij! — Jego głos przeszedł w obłąkańczy śmiech, gardłowy i przepełniony chorą ekscytacją. Nie czekał dłużej. Rzucił się naprzód, a jego potężne łapy wbiły się w zmarznięta twardą glebę, wzbijając w powietrze kłęby kurzu i opadłych liści...
Pierwszy niewolnik nawet nie zdążył krzyknąć. Asmodeus dopadł go w okamgnieniu, przewracając na ziemię i przygniatając jego pierś ciężką łapą. Samiec był solidnej budowy, ale w tym momencie trząsł się jak liść na wietrze. Oddychał szybko, płytko, walcząc o każdy haust powietrza.
— To co... co z nim zrobimy? — Asmodeus uniósł pysk, a jego głos ociekał wręcz groteskową przyjemnością. Docisnął łapę jeszcze mocniej, przyciskając ofiarę do ziemi, jakby chciał zobaczyć, jak bardzo można go jeszcze udusić, nim umrze...
Jego czerwone ślepia przeniosły się na Threthona, błyszcząc niecierpliwością. Czekał na decyzję. Mógł go rozszarpać w jednej chwili, ale może… może Threthon miał ochotę na coś bardziej interesującego...?
Niewolnik aka Uciekinier nr. 1.
Strach rozsadzał jego pierś bardziej niż ciężar łapy Asmodeusa. Serce waliło mu jak oszalałe, boleśnie obijając się o żebra, jakby próbowało wyrwać się z klatki, którą stało się jego własne ciało. Każdy oddech był płytki, rwany, desperacko walczący o choć odrobinę powietrza, którego było coraz mniej.
Paniczny dreszcz przebiegł mu wzdłuż kręgosłupa, jak lodowate ostrze wbijające się między kręgi. Myśli krążyły chaotycznie, nie mógł się skupić – czuł tylko lęk, pierwotny, przenikający każdą komórkę jego ciała. Instynkt krzyczał, by walczyć, by uciekać, ale ciało było sparaliżowane przerażeniem.
Gdy spojrzał na Threthona, w jego oczach nie było już dumy, nie było niczego poza błaganiem. Cichy, żałosny skowyt wydobył się z jego gardła, ledwie słyszalny przez ogłuszający szum krwi w uszach. Może jeszcze istniała nadzieja? Może ten drugi… może on go ocali? W jego spojrzeniu błyszczała ostatnia iskra desperacji, ale w głębi duszy już wiedział. Był martwy. Może jeszcze oddychał, może jeszcze czuł chłód ziemi pod sobą, ale to był koniec.
Threthon

· · ─ ·𖥸· ─ · ·
| ODZNACZENIA: Laur Bestii x2, Skrzydła Merkumere x2.
Sztylet: Wykrwawiacz Dusz | KARTA POSTACI.

Asmodeus to wulgarna postać — UWAGA na to co mówi, czy myśli.
POSTAĆ WULGARNA,
KTÓRA CZĘSTO UCZESTNICZY W FABUŁACH +18
Le sang c'est le sexe.
ﮩ٨ـﮩﮩ٨ـ♡ﮩ٨ـﮩﮩ٨ـ THRETHON ﮩ٨ـﮩﮩ٨ـ♡ﮩ٨ـﮩﮩ٨ـ
MUTACJE OPISANE W KARCIE POSTACI, ZAPRASZAM.
· · ─ ·𖥸· ─ · ·

- Threthon
- Skrytobójca
- Posty: 167
- Rodzice: Tiave x Raim
- Płeć: Samiec
- Ciąża: Nie dotyczy
- Siła: 10
- Zręczność: 30 (10+20)
- Czujność: 30 (10+20)
- Wiedza: 23
- Życie: 100
- Energia: 100
- Punkty Doświadczenia: 25
- Profesje: Tropiciel [1]
Leśna Idylla
Wkrótce to chore podekscytowanie Asmo zaczęło się udzielać także i jemu. Dawno nie miał okazji walczyć i dosłownie każda pojedyncza komórka w jego ciele rwała się do walki. Najwyżej po wszystkim jego basior będzie musiał go łatać jako uzdrowiciel. Nim zdążył mrugnąć, rogaty powalił pierwszego niewolnika.— Zabij go, nie mamy czasu na zabawę. Warknął, zostawiając przyjemność zabijania właśnie jemu. On sobie sam coś złapie. Ich atak spowodował mały popłoch wśród uciekinierów, ale to wcale mu nie przeszkodziło w złapaniu takiego, co akurat najwolniej biegał. Z cichym warknięciem rzucił się do przodu, powalając wilka i od razu chwycił go kłami za kark. Napiął mocno mięśnie i szarpnął pyskiem, łamiąc mu kości. Szybka śmierć, chyba był za łaskawy, ale w przeciwieństwie do Asmodeusa nie lubił się bawić.
Asmodeus
Asmodeus
𝓣𝓱𝓻𝓮𝓽𝓱𝓸𝓷
Why would you let this voice set in your head?
⋆♱✮♱⋆
ZAPACH: Krew, Asmo.
𝚁𝙾𝙳𝚉𝙸𝙽𝙰: 𝚁𝚊𝚒𝚖𝚔𝚑𝚊𝚊𝚛𝚞𝚗 𝚡 𝚃𝚒𝚊𝚟𝚎.
𝙿𝙰𝚁𝚃𝙽𝙴𝚁: Asmodeus
Catch the fire burning out your soul
Just make it die or you will turn it all
To ashes and blood
⋆♱✮♱⋆
KARTA POSTACI x EKWIPUNEK
Why would you let this voice set in your head?
⋆♱✮♱⋆
ZAPACH: Krew, Asmo.
𝚁𝙾𝙳𝚉𝙸𝙽𝙰: 𝚁𝚊𝚒𝚖𝚔𝚑𝚊𝚊𝚛𝚞𝚗 𝚡 𝚃𝚒𝚊𝚟𝚎.
𝙿𝙰𝚁𝚃𝙽𝙴𝚁: Asmodeus
Catch the fire burning out your soul
Just make it die or you will turn it all
To ashes and blood
⋆♱✮♱⋆
KARTA POSTACI x EKWIPUNEK

- Asmodeus
- Inkwizytor
- Posty: 155
- Rodzice: Shadyia x Raija.
- Płeć: Samiec
- Siła: 50 (20+30)
- Zręczność: 50 (15+30+5)
- Czujność: 5
- Wiedza: 30
- Życie: 100
- Energia: 50
- Punkty Doświadczenia: 106
- Profesje: Kat [1], Uzdrowiciel [2]
Leśna Idylla
Niewolnik nr. 1 i nr. 2/Zdechli.
Pierwszy niewolnik zatem skończył szybką śmiercią, z rozgniecioną klatką piersiową za pomocą potężnej łapy rogatego diabła...
Drugi niewolnik padł z łapy Threthon, niemal bezpoleśnie, tak jakby biało pyski okazał mu jakiś rodzaj łaski... A może nie? Może tak nienawidził zdrajców, że wolał załatwić to wartko?
Asmodeus przekrzywił lekko łeb, patrząc na umierającego niewolnika z czymś, co przypominało zawiedzenie.
— Oh… więc szybka akcja? — Wysyczał z nutą drwiny, mlaszcząc głośno, jakby delektował się smakiem krwi unoszącym się w powietrzu.
Adrenalina wrzała w jego żyłach, każdy nerw w ciele drżał z podniecenia. Tępy dźwięk łamanych kości, skowyt przerażonych ofiar – wszystko to brzmiało jak muzyka. Jednak skoro Threthon nie miał zamiaru się bawić, musieli działać sprawnie.
Rogaty basior rzucił się naprzód, jego łapy ledwie dotykały ziemi, kiedy doskoczył do kolejnego uciekiniera. Byli żałośni. Zero broni, zero walki. Tylko desperacja i ślepa nadzieja, że może uda się przeżyć.
— Tylko chęć przetrwania…? Nie rozśmieszaj mnie. — Wyszeptał niemal czule, kiedy jednym, płynnym ruchem wyszarpnął sztylet z pochwy.
Najpierw delikatne muśnięcie ostrzem po krtani – ledwie draśnięcie, ale wystarczyło, by poczuł chłód metalu na skórze. Potem precyzyjne pchnięcie prosto pod żebro. Wilk na moment wstrzymał oddech, a potem wydał z siebie ciche, urwane westchnienie, gdy ostrze przebiło ciało.
Asmodeus warknął z irytacją.
— Cholera… — Skrzywił się, patrząc, jak ofiara osuwa się na ziemię. — Tak bardzo chciałem się zabawić, że zapomniałem, iż musimy to zrobić szybko… Jeszcze nam spierdolą... — Otrząsnął się z żalu i podniósł wzrok, szukając kolejnej ofiary. No dobrze, może i musieli się spieszyć. Ale jeszcze jeden… jeszcze jeden, nim skończą.
Niewolnik nr. 3/Zdechł.
Trzeci niewolnik nawet nie zdążył krzyknąć, kiedy Asmodeus na niego skoczył. Świat zwęził się do jednego, paraliżującego momentu – błysku ostrza, gorącego bólu rozcinającego skórę na gardle i uczucia zimnej stali, wbijającej się w jego bok...
Najpierw był szok. Mózg nie zdążył jeszcze przetworzyć, co się stało. Serce wciąż pompowało krew, jakby łudziło się, że ciało da radę walczyć, że jest jeszcze czas na ucieczkę. Ale nie było.
Potem przyszło przerażenie. W ułamku sekundy zrozumiał, że to koniec. Że zaraz już go nie będzie. Ból rozlewał się falami, od rany pod żebrami aż po końcówki łap, ale umysł bardziej niż nim przejmował się chłodem. Nienaturalnym, wciskającym się pod skórę, rozchodzącym się wzdłuż kręgosłupa, jakby coś wysysało z niego życie.
Gdzieś w oddali słyszał krzyki pozostałych, odgłosy walki. Ale były przytłumione, dalekie, jakby docierały do niego zza grubej tafli lodu. Oddychał szybko, urywanie, ale powietrze przestało mieć smak...
Oczy zaszły mgłą. Świat powoli rozmazywał się w bezkształtną plamę cieni i świateł. W głowie pojawiła się jedna myśl, ostatnia, pełna rozpaczy i bezradności.
"Nie chcę umierać." Ale było już za późno.
Pierwszy niewolnik zatem skończył szybką śmiercią, z rozgniecioną klatką piersiową za pomocą potężnej łapy rogatego diabła...
Drugi niewolnik padł z łapy Threthon, niemal bezpoleśnie, tak jakby biało pyski okazał mu jakiś rodzaj łaski... A może nie? Może tak nienawidził zdrajców, że wolał załatwić to wartko?
Asmodeus przekrzywił lekko łeb, patrząc na umierającego niewolnika z czymś, co przypominało zawiedzenie.
— Oh… więc szybka akcja? — Wysyczał z nutą drwiny, mlaszcząc głośno, jakby delektował się smakiem krwi unoszącym się w powietrzu.
Adrenalina wrzała w jego żyłach, każdy nerw w ciele drżał z podniecenia. Tępy dźwięk łamanych kości, skowyt przerażonych ofiar – wszystko to brzmiało jak muzyka. Jednak skoro Threthon nie miał zamiaru się bawić, musieli działać sprawnie.
Rogaty basior rzucił się naprzód, jego łapy ledwie dotykały ziemi, kiedy doskoczył do kolejnego uciekiniera. Byli żałośni. Zero broni, zero walki. Tylko desperacja i ślepa nadzieja, że może uda się przeżyć.
— Tylko chęć przetrwania…? Nie rozśmieszaj mnie. — Wyszeptał niemal czule, kiedy jednym, płynnym ruchem wyszarpnął sztylet z pochwy.
Najpierw delikatne muśnięcie ostrzem po krtani – ledwie draśnięcie, ale wystarczyło, by poczuł chłód metalu na skórze. Potem precyzyjne pchnięcie prosto pod żebro. Wilk na moment wstrzymał oddech, a potem wydał z siebie ciche, urwane westchnienie, gdy ostrze przebiło ciało.
Asmodeus warknął z irytacją.
— Cholera… — Skrzywił się, patrząc, jak ofiara osuwa się na ziemię. — Tak bardzo chciałem się zabawić, że zapomniałem, iż musimy to zrobić szybko… Jeszcze nam spierdolą... — Otrząsnął się z żalu i podniósł wzrok, szukając kolejnej ofiary. No dobrze, może i musieli się spieszyć. Ale jeszcze jeden… jeszcze jeden, nim skończą.
Niewolnik nr. 3/Zdechł.
Trzeci niewolnik nawet nie zdążył krzyknąć, kiedy Asmodeus na niego skoczył. Świat zwęził się do jednego, paraliżującego momentu – błysku ostrza, gorącego bólu rozcinającego skórę na gardle i uczucia zimnej stali, wbijającej się w jego bok...
Najpierw był szok. Mózg nie zdążył jeszcze przetworzyć, co się stało. Serce wciąż pompowało krew, jakby łudziło się, że ciało da radę walczyć, że jest jeszcze czas na ucieczkę. Ale nie było.
Potem przyszło przerażenie. W ułamku sekundy zrozumiał, że to koniec. Że zaraz już go nie będzie. Ból rozlewał się falami, od rany pod żebrami aż po końcówki łap, ale umysł bardziej niż nim przejmował się chłodem. Nienaturalnym, wciskającym się pod skórę, rozchodzącym się wzdłuż kręgosłupa, jakby coś wysysało z niego życie.
Gdzieś w oddali słyszał krzyki pozostałych, odgłosy walki. Ale były przytłumione, dalekie, jakby docierały do niego zza grubej tafli lodu. Oddychał szybko, urywanie, ale powietrze przestało mieć smak...
Oczy zaszły mgłą. Świat powoli rozmazywał się w bezkształtną plamę cieni i świateł. W głowie pojawiła się jedna myśl, ostatnia, pełna rozpaczy i bezradności.
"Nie chcę umierać." Ale było już za późno.

· · ─ ·𖥸· ─ · ·
| ODZNACZENIA: Laur Bestii x2, Skrzydła Merkumere x2.
Sztylet: Wykrwawiacz Dusz | KARTA POSTACI.

Asmodeus to wulgarna postać — UWAGA na to co mówi, czy myśli.
POSTAĆ WULGARNA,
KTÓRA CZĘSTO UCZESTNICZY W FABUŁACH +18
Le sang c'est le sexe.
ﮩ٨ـﮩﮩ٨ـ♡ﮩ٨ـﮩﮩ٨ـ THRETHON ﮩ٨ـﮩﮩ٨ـ♡ﮩ٨ـﮩﮩ٨ـ
MUTACJE OPISANE W KARCIE POSTACI, ZAPRASZAM.
· · ─ ·𖥸· ─ · ·

- Threthon
- Skrytobójca
- Posty: 167
- Rodzice: Tiave x Raim
- Płeć: Samiec
- Ciąża: Nie dotyczy
- Siła: 10
- Zręczność: 30 (10+20)
- Czujność: 30 (10+20)
- Wiedza: 23
- Życie: 100
- Energia: 100
- Punkty Doświadczenia: 25
- Profesje: Tropiciel [1]
Leśna Idylla
Gdzieś w kościach czuł, że Asmo będzie rozczarowany brakiem zabawy, ale musiał to przeżyć. Może gdyby za partnera miał tak samo spaczonego wilka to mógłby mieć więcej zabawy, ale niestety. Wybrał sobie Tetka, którego nie jarało wtykanie noży w dziwne miejsca. Śmierć miała być szybka, chyba, że ktoś mocno by go zdenerwował. Zostawił partnera gdzieś z tyłu, samemu rozprawiając się z tymi, którzy próbowali uciekać. Jego wzrok wyłapał czwartego uciekiniera, za którym zaraz rzucił się w pogoń. Niewolnik widział jak jego towarzysze byli zabijani. Sam postanowił jednak o siebie zawalczyć, więc gdy wojownik do niego doskoczył to ten mu się odwinął. Ugryzł Threthona w pysk, a pazurami przeorał mu klatę. Ten tylko cicho zawarczał, szybko go od siebie odrzucając i powalając na ziemię. Wtedy niewolnik zaskoczył go drugi raz. Kiedy białogrzywy stanął nad nim to ten skopał i poranił pazurami jego podbrzusze.
— Szlag by cię. Syknął z bólu, odpowiadając na ten atak jednym, a skutecznym chwytem za szyję. Rozszarpał mu ją własnymi kłami i zostawił tak, żeby się wykrwawił jak prosiak.
Asmodeus
— Szlag by cię. Syknął z bólu, odpowiadając na ten atak jednym, a skutecznym chwytem za szyję. Rozszarpał mu ją własnymi kłami i zostawił tak, żeby się wykrwawił jak prosiak.
Asmodeus
𝓣𝓱𝓻𝓮𝓽𝓱𝓸𝓷
Why would you let this voice set in your head?
⋆♱✮♱⋆
ZAPACH: Krew, Asmo.
𝚁𝙾𝙳𝚉𝙸𝙽𝙰: 𝚁𝚊𝚒𝚖𝚔𝚑𝚊𝚊𝚛𝚞𝚗 𝚡 𝚃𝚒𝚊𝚟𝚎.
𝙿𝙰𝚁𝚃𝙽𝙴𝚁: Asmodeus
Catch the fire burning out your soul
Just make it die or you will turn it all
To ashes and blood
⋆♱✮♱⋆
KARTA POSTACI x EKWIPUNEK
Why would you let this voice set in your head?
⋆♱✮♱⋆
ZAPACH: Krew, Asmo.
𝚁𝙾𝙳𝚉𝙸𝙽𝙰: 𝚁𝚊𝚒𝚖𝚔𝚑𝚊𝚊𝚛𝚞𝚗 𝚡 𝚃𝚒𝚊𝚟𝚎.
𝙿𝙰𝚁𝚃𝙽𝙴𝚁: Asmodeus
Catch the fire burning out your soul
Just make it die or you will turn it all
To ashes and blood
⋆♱✮♱⋆
KARTA POSTACI x EKWIPUNEK
