Strona 4 z 8

Tropikalna Dżungla

: 06 kwie 2025, 0:25
autor: Blizna
Wilgi wysłane przez Tárahai bez protestów zaczęły ciągnąć wilki w stronę, gdzie wilczyca znalazła bizona. Faktycznie, podstarzały, wielki roślinożerca najwyraźniej zagubił się w tropikalnej gęstwinie. Stał, pochylając się nad większą rośliną i przyglądał jej się, niezbyt rozglądając się w około. Ogon leniwie bujał się z prawej na lewą, w towarzystwie niskich pomruków. Zwierzę niczego się nie spodziewało, jednak grubość jego karku i rogów były jawnym ostrzeżeniem, że nie należalo bagatelizować zagrożenia.

Blizna dał się ciągnąć przez wilgi, bo — no cóż — nic więcej nie rozumiał z ich ćwierkania, ale przeciwko ptaszkom tym nic nie miał. Nie wiedział, co zobaczy, toteż widok bizona, który nagle stał się tak wyraźny, zaskoczył go. Dawno nie jadł bizoniego mięsa. Uśmiechnął się, odsłaniając wampirze kły. Zachowując się jak najciszej przeniósł wzrok na Mahzuna, o którym wiedział, że jest myśliwyn i najlepiej oszacuje, jak do tego podejść.

Melvine Mahzun Lakańa Tárahai Cressida Fáyra Dalacori Mekonops Riskikoi

Tropikalna Dżungla

: 06 kwie 2025, 9:57
autor: Dalacori
Dalacori stąpała ostrożnie po wilgotnym podłożu mając wrażenie, że każde źdźbło, każdy liść i każde zbutwiałe drewno reagują na ich obecność. Dżungla była inna od lasów które znała. Gęstsza, bardziej intensywna, cięższa. Pachniała zbyt wieloma rzeczami naraz, co chwilę przytłaczając jej zmysły jak kakofonia głosów mówiących jednocześnie i z różnych stron. Mimo to, próbowała – naprawdę się starała – wyłowić z tego hehe chaosu jakiś sens. Słowa Riskikoia odbijały się echem w jej głowie. Nie myśl o tym, co widzisz. Kiedy ona nie była w stanie myśleć o czymkolwiek! Natura w tym miejscu zdawała się być bardzo inwazyjna, do granic zielona i ten przesyt powodował u niej brak tchu. Zatrzymała się na moment, gdy Mekonops wydał z siebie dziwny dźwięk poprzedzony innym, bardziej głuchym dźwiękiem. Zaraz potem dostrzegła łupinę kokosa toczącą się ścieżką nieopodal. Początkowo postawiła uszy na sztorc obserwując to zdarzenie ze zdziwioną miną, ale zaraz potem uśmiechnęła się szeroko usiłując powstrzymać śmiech. Chciała go zapytać czy wszystko w porządku, lecz niebieski wilk odbiegł w inną stronę, zanim dobyła języka w pysku. Obróciła więc głowę w stronę Riskiego i z łagodnym uśmiechem kiwnęła łbem dziękując mu za radę. A potem zrobiła dokładnie tak, jak powiedział. Zatrzymała się i zamknęła oczy, wstrzymała oddech. W pierwszej chwili była tylko duszność i zapach gnijących liści, ale… potem coś się zmieniło. Jakby świat zwolnił. Jakby z dżungli zniknęły wszystkie dźwięki, a została tylko ona i wilgotne, żywe powietrze. Wciągnęła je głęboko przez nos. Wśród setek nut – słodkiego zapachu papai, ostrej woni kwiatów, błota i starego drewna – wyłapała coś... cięższego, głębiej zakorzenionego. Nie potrafiła tego nazwać, ale było inne. Intruzyjne. Wibrowało w niej dziwną ciekawością. Czy to to? — Pomyślała, marszcząc brwi i otwierając powoli oczy. Zerknęła kątem oka na Cressidę. Czy ona też to poczuła?
Jej ogon opadł trochę niżej, ale nie poddała się. Zniżyła łeb, próbując skupić się ponownie, kiedy nagle coś szarpnęło ją delikatnie za kosmyk futra przy uchu.
— Hm? — Mruknęła zdziwiona, odskakując lekko w bok.
Na gałęzi zawisła wilga. Mała, żółta kulka energii z przechylonym łebkiem. Nie była sama — kolejne zaczęły krążyć wokół niej, jedna nawet usiadła na chwilę na jej grzbiecie, dziobiąc delikatnie miejsce między łopatkami. Dalacori zamrugała i parsknęła cicho z zaskoczenia. Popatrzyła za nimi, a one — jakby wiedziały, że właśnie tego oczekiwała — odleciały kawałek dalej, zawisając w powietrzu. Czekały. Znowu ptaki. Ostatnim razem coś podobnego wydarzyło się gdy ratowali zmarznięte ptaszki przenosząc je na tereny klanu Słońca. To nie był pierwszy raz, gdy prosiły ją by za nimi podążyła. Szybko zorientowała się, że nie tylko ją te stworzenia wybrały — w powietrzu krążyło ich więcej, zwołując wilki. Zmarszczyła lekko nos, wyczuwając coś w powietrzu, może zapach tego czegoś, co wcześniej tylko przeczuwała? Jej łapy przyspieszyły, ale stąpała ostrożnie, jakby nie chciała spłoszyć melodii, która właśnie zaczęła grać. W sercu czuła lekki niepokój, ale udzieliła się jej ekscytacja innych. Tym razem nie szła za śladami, które widziała. Tym razem szła za tym, czego nie widziała — za podszeptem liści, cieniem między pniami i migoczącym złotem małych przewodników.

Tropikalna Dżungla

: 06 kwie 2025, 10:34
autor: Melvine
Melvine była jedną z tych, których ptaszki nie musiały szczególnie mocno dziobać, ciągać czy przekonywać w inny, bardziej inwazyjny sposób, aby udała się za nimi. Samica po prostu wiedziała, iż powinna udać się za złotymi pierzastymi przyjaciółmi. Skinęła głową wildze, która przeleciała obok jej głowy by finalnie wylądować na ramieniu szarej.
Prowadź — poleciła, poruszając lekko głową. Nie była pewna, na ile wciąż potrafiła porozumieć się ze zwierzętami; zawsze to roślinność była jej konikiem. Jakkolwiek dziwnie to nie brzmi, cóż. Czy Duch Puszczy wciąż miał ją w swej opiece?
Najprawdopodobniej owszem. Ptak zaszczebiotał krótko, w czym wyłapała coś na kształt wyrażenia zgody. Uśmiechnęła się delikatnie. A potem ruszyła, biegnąc za pomocną ptaszyną.

Wkrótce znalazła się nieopodal Tárahai, zwalniając dobre kilka metrów przed miejscem spotkania. W międzyczasie zaczęły pojawiać się kolejne wilczki. Nie odzywała się, nie chciała w końcu przegonić zwierzyny. Wychwytując, iż Blizna spogląda na Mahzuna jakoby z automatu także zawiesiła wejrzenie na ukochanym.
Mieli jakiś plan?

Tropikalna Dżungla

: 06 kwie 2025, 10:47
autor: Mekonops
ZDECYDOWANIE NIE POLUBI TEJ DŻUNGLI!!!
Tak samo zresztą, jak dżungla nie polubiła jego.
A tak przynajmniej uważał, uciekając przed krzyczącą nieprzyjemnie małpą. Nawet teraz, chociaż wrzaski zwierzaka słabły (bo się od niego oddalał), wciąż nie był pewien, czy może zwolnić. Wolał chyba nie. A jakby sam koczkodan był za małym zmartwieniem, właśnie koło głowy wilka zaczął krążyć jakiś ptak! Mekonops zatrzymał się (odrobinę wbrew sobie, bo nie zauważył wystającego korzenia i przekoziołkował przez niego, lądując na mordzie w miękkim mchu), zaś wilga przysiadła na gałązce tuż przed jego nosem. Najpierw zaczęła coś tam świergolić bo wilgowemu, a potem, kiedy tyko zdała sobie sprawę, że nie ma farta i zdecydowanie nie trafiła na wilka rozumnego zakorzenionego w elemencie lasu, sfrunęła z siedziska i zaczęła lekko poddziobywać basiora w nos. Dziobnęła, a potem odleciała kilkanaście centymetrów, próbując przekazać niebieskiemu, by podążył za nim.
Dajcie mi już spokój, wcale nie chcę tutaj być — jęknął cicho Mekonops, przekonany, że ten dziwny las naprawdę się na niego uwziął! Najpierw wredna małpa, potem drzewo podcinające mu łapy korzeniem niczym w znanej animacji o indiańskiej księżniczce rozmawiającej z wierzbą, a teraz jeszcze niebiosa obracają się przeciwko niemu! I chyba właśnie to orkana ubodło najbardziej. Niebiosa. Wiatr. Uskrzydlone stworzenia.
Wcale nie zamierzał podążać za wilgą, niezależnie od tego, jak intensywnie go dziobała i targała za sierść.

Na szczęście kątem oka dostrzegł biegnącą plamę fioletu. Przechylił łeb. Dalacori wydawała się dokądś śpieszyć. Może coś znalazła? Zresztą nieważne; przy niej może będzie odrobinę bezpieczniejszy, bo nieważne kto chce cię wykończyć — woli pewnie robić to bez świadków...
Pognał więc za adeptką.

Tropikalna Dżungla

: 06 kwie 2025, 11:12
autor: Dalacori
Biegła przed siebie z rosnącym przekonaniem, że tym razem naprawdę prowadzi ją coś ważnego. Wilgi wirowały wokół, liście trzepotały nad głową, a jej serce biło rytmem przygody i ciekawości. Czuła zapach, niemalże była przekonana, że coś tam było. Coś dużego. I może, po raz pierwszy, uda jej się zobaczyć jak wygląda prawdziwe polowanie od wewnątrz.
Ale zanim zdążyła się rozpędzić na dobre, usłyszała przed sobą szelest, a potem... solidne chlup w mokrym mchu. I jęk. Taki pełen dramatyzmu i absolutnego przekonania, że świat się uwziął. Zatrzymała się gwałtownie, a jej fioletowe uszy drgnęły lekko, gdy zobaczyła charakterystyczną, niebieską sylwetkę. Nieco poskręcaną, upaćkaną w wilgotnym mchu i dziobaną przez wyjątkowo zdeterminowaną wilgę. Mekonops. We własnej, niebieskiej osobie i całkowitej niezgodzie z dżunglą.
— O nie... — Parsknęła śmiechem, chociaż próbowała to zamaskować odkaszlnięciem. — Wszystko w porządku? — Zapytała go z troskliwą łagodnością, którą najprawdopodobniej odziedziczyła po matce. Widziała, że nie było w porządku, w końcu miała oczy c'nie? Ale w dobrym tonie było się zapytać.
— Też do mnie przyleciały — Dodała, zerkając kątem oka na żółte ptaszyny. — Chyba wiedzą coś, czego my jeszcze nie wiemy. A skoro już nas wybrały... no to... — Zawahała się na moment, a potem uśmiechnęła z odrobiną ciepła. — Może lepiej ich nie ignorować. — Jej wzrok na chwilę zatrzymał się na jego pysku jakby czekała na odpowiedź. W końcu przysunęła się tylko o pół kroku, stając bardziej bokiem.
— Idziesz ze mną? Kolorowi powinni trzymać się razem. — Uśmiechnęła się do niego szeroko. — Poza tym... dżungla nie wydaje się specjalnie gościnna. — Nie czekała długo na odpowiedź, ruszyła do przodu, ale tym razem wolniej, zostawiając miejsce tuż obok siebie. Gdyby chciał dołączyć, wystarczyło tylko postawić krok.

Tropikalna Dżungla

: 06 kwie 2025, 11:23
autor: Mekonops
Spojrzał na Dalacori z mieszaniną zaskoczenia, lecz i czegoś na kształt zakłopotania. Do tej pory miał bowiem nadzieję, że świadków jego dżunglowej porażki było... no, mniej, najlepiej żadnego. Skoro już wiedział, że tytuł Królowej Przetrwania nie należy do niego, musiał jakoś spróbować wyjść z twarzą na tyle, na ile się da. Uśmiechnął się, ciepło, choć była w tym grymasie jakaś doza niepewności. Podniósł się, wyprostował, może nawet otrzepał.
Tak, jest okej — odparł na jej pierwsze pytanie, tylko odrobineczkę mijając się z prawdą. Wcześniej wypluł nieco mchu, który wlazł mu do pyska (i do nosa, ale jakoś smarkać przy niej nie chciał). — Chyba wolałbym, żeby to one ignorowały mnie... Kompletnie się nie odnajduję w tym miejscu — przyznał bez cienia zakłopotania. Tyle razy znajdował się w tarapatach i tak często udawał, że wcale go to nie rusza, iż z czasem doszedł niemalże do perfekcji. Może w sumie sam zaczął wierzyć, że wcale nie czuje się jak ostatni debil?
Skinął łbem, gdy zaproponowała wspólną podróż. Faktycznie, przy młodej wesołej samicy było jakoś... raźniej. Nie czuł się aż tak przytłoczony wielkością dżungli. Co prawda wizja, że ptaki chcą im coś przekazać, niekoniecznie do niego przemawiała. Owszem, jako Naturzysta wiedział, iż to jak najbardziej możliwe oraz prawdopodobne — nie zmieniało to jednak faktu, że wciąż żył silnym przekonaniem, iż to jedynie kolejny podstęp dżungli... Gdzieś tam podczas drogi kichnął głośno, aż się cały zatrząsł.
Ale przynajmniej mchu z nozdrzy się pozbył!

Tropikalna Dżungla

: 06 kwie 2025, 12:20
autor: Cressida
Nieco się zdziwiła, kiedy Riskikoi niespodziewanie się odwrócił, by udzielić jej i podążającej nieopodal fioletowej instrukcji. Nie, żeby nie była mu za to wdzięczna, lecz po prostu, zupełnie się tego nie spodziewała. Wysłuchała jego słów, kiwając kilkukrotnie głową. Instrukcje były nieco pokrętne, ale chyba pojęła ich sens. Zapachy były ważniejsze, niż widoki. Skupić się na nich, nie dać się rozproszyć. Skinęła krótko głową i ponownie zniżyła głową, skupiając się na mieszaninie rozmaitych woni. Była nieco przytłaczająca. Być może dlatego, że nie przywykła do tutejszego klimatu, wszechobecnego parnego, wilgotnego powietrza przesyconego zapachem nieznanych jej owoców i intensywnie pachnących kwiatów, tak różnych od tego, co zazwyczaj wyczuwała w dobrze znajomych jej lasach.
Przystanęła na chwilę, nawet przymykając na moment ślepia, by nic jej nie rozproszyło. Dla odmiany wzniosła pysk wyżej, wdychając to ciężkie powietrze, starając się wyodrębnić poszczególne nutki zapachowe. Próbowała wśród owocowo — kwiatowej, wilgotnej mieszanki odnaleźć woń, która mogłaby należeć do zwierzęcia. Skupiła się, starając się wyczuć jakieś znajome nutki — jak chociażby zapach wilgotnej, zwierzęcej sierści. To już mogłoby ją na coś konkretnego doprowadzić. I po jakimś czasie chyba coś wyczuła, gdzieś tam z daleka. Jakąś słabą, ledwie wyczuwalną woń należącą ewidentnie do sporego ssaka. Nie była pewna, co to było, ani też w którą stronę poszło, jednak... Cóż, przynajmniej było.
Otworzyła gwałtownie ślepia, gdyż niespodziewanie coś pociągnęło ją za przydługi kosmyk na karku. Rozejrzała się gwałtownie dookoła, spodziewając się ujrzeć innego wilka. Zamiast tego dostrzegła... Żółtego ptaka. Ów zaćwierkał i zaczął krążyć wokół niej, co jakiś czas podlatując i znów pociągając ją za włosy — zupełnie jakby chcąc ją pociągnąć w konkretną stronę.
Gdzieś kątem oka zauważyła, że i fioletowa wilczyca nieopodal atakowana jest przez ptaki. Zresztą, po rozejrzeniu się dookoła dostrzegła, iż nie dotyczyło to tylko ich. Jej niedawna towarzyszka ruszyła gdzieś w zarośla, prowadzona przez kolejne ptaki. Cressida po chwili wahania ruszyła w tym samym kierunku, co wyraźnie ucieszyło jej upierzonego przewodnika. Ptak zaćwierkał radośnie i pofrunął w tamtym kierunku pilnując przy tym, by nie straciła go z oczu.
Wreszcie dotarła na miejsce, przypadając niżej ziemi obok reszty grupy. Starała się jak najbardziej schować w krzakach, była bowiem świadoma tego, że stanowiła na zielonym tle roślinności wyraźną, białą plamę. Przez szparę między gałęziami przyglądała się samotnemu zwierzęciu, które stanowiło ich cel.
Ogromny bizon. Nie miała pojęcia, to taki robił w dżungli, jednakże nie wnikała. Przyglądała się rogaczowi. Nie wyglądał na najmłodszego, wciąż jednak budził respekt. Nie wątpiła w jego siłę. Zapewne będzie walczyć dzielnie. Poczuła na nowo nieprzyjemny uścisk gdzieś w środku, uprzedni stres powrócił. Czy sobie poradzi? Nie wątpiła w siłę zwierzęcia — zamiast tego nie była pewna co do swej własnej. Wiedziała jednak, że nie może się wycofać.
Zamarła więc, czekając na znak.

Tropikalna Dżungla

: 06 kwie 2025, 15:32
autor: Mahzun
Przyglądał się przez chwile Mekonopsowi i małpie, ale zanim zdążył jakkolwiek zareagować uczepiły się go ptaki. Nie był to pierwszy raz kiedy miały na celu coś mu pokazać, więc nie próbował ich odgonić. Zauważył również, że każdy wilk był teraz przez nie ciągnięty za sierść, ktoś więc musiał znaleźć coś ciekawego do upolowania. Dał się im zaprowadzić do pozostałych, odchylił delikatnie łapą gałąź za którą się chował i dojrzał JEGO. Bizon. Widać było, że miał już swoje lata, ale nie sprawiało to, że był łatwiejszym łupem. Rogi mogły poważnie uszkodzić każdego z nich, a pod ogromną ilością futra skrywała się jeszcze większa ilość wciąż silnych mięśni. W dodatku z wiekiem nabrał również doświadczenia, z pewnością nie jeden raz był obrany za cel drapieżników.
Dokładnie zbadał wzrokiem jego sylwetkę próbując właśnie to sprawdzić. Szukał blizn, może nawet świeżych ran. Być może miał jakieś słabe punkty po wcześniejszych atakach, które teraz ułatwiłyby im polowanie? Ocenił jego kończyny szukając jakiś zauważalnych deformacji, które mogłyby świadczyć o starych, źle zrośniętych złamaniach. Coś musiało przecież być powodem, że był tu sam, a nie z całym stadem. Chociaż może po prostu mieli szczęście, że się od nich odłączył.
Rozejrzał się po wilkach, wyłapując że Blizna i Melvine wbijały w niego swoje spojrzenie. Musieli stworzyć plan działania. Skupił się na powiewach wiatru, musieli ustawić się w taki sposób by do nozdrzy ich celu nie dotarła woń wilków. Było wśród nich całkiem sporo młodych, dopiero uczących się sztuki polowania, a to również dość mocno wpływało na sposób ich działania. Kiwnął pyskiem w stronę Mekonopsa, Melvine, Lakańe i Cresside. Następnie uniósł łapę wskazując na siebie, a potem wskazując ich drogę prowadząca nieco z boku bizona. Potem skupił się na drugiej grupie, to jest: Varjo, Fáyra, Riskikoi, Blizna, Dalacori i Tárahai i wskazał im drogę z drugiej strony celu. Rozsądne wydawało mu się nie pozostawianie młodzieży samej sobie, ktoś dalej musiał wskazywać im drogę, jednocześnie atak z dwóch stron musiał mieć w miarę wyrównane siły. — Zaatakujemy razem, z dwóch stron. Najpierw najbardziej wprawieni, potem reszta, brzmi jak plan? — szepnął tak cicho jak tylko potrafił, ale na tyle by wszyscy zrozumieli. Był to też moment na zaproponowanie innego pomysłu. Gdy ruszą dalej nie będą mogli sobie pozwolić na szepty i dogadywanie szczegółów.

Lakańa numer Tar to 265

Tropikalna Dżungla

: 06 kwie 2025, 17:09
autor: Tárahai
Podobno łatwiej mnie pingać wpisując po małpie 'rahai'

wcześniej:
Odmachała z uśmiechem siostrze. Ostatnio często na siebie wpadały, co ją wyraźnie cieszyło. Nawet jeśli okoliczności tych spotkań bywały... niestandardowe i nieco odbiegały od szablonów.


teraz:
Z ulgą przyjęła, że wilgi dobrze zrozumiały, o co je poprosiła. A może raczej to, że wilki zrozumiały przekaz ptaków. Z każdym kolejnym wilkiem na polanie uśmiechała się szerzej, wypatrując oczywiście dwóch konkretnych stworzeń. Jedno z nich samo było kiedyś zwierzarem i potrafiło to, co ona dzisiaj, więc czuła, że treść ptasiego telegramu na pewno zrozumie. Co z Lakaną? Czy była z ojcem? O tatę się nie martwiła. Na pewno miał niejedno polowanie za sobą i pewnie nawet w dżungli nieźle sobie radził. Lakana z racji na wiek była mniej doświadczona, podobnie zresztą jak Tarahai. Poruszała noskiem, próbując wychwycić zapach rodziny.
O mało nie przegapiła planu Mahzuna, ale na szczęście w porę odwróciła spojrzenie na myśliwego. Jak dobrze pamiętała ojca Noyhigi. Wychwyciła, jak wskazywał na wilki dzieląc je na grupy. Została przydzielona z ojcem, chociaż Lakanę wyznaczono do drugiej z grup. Wysłuchała uważnie samca, skinęła głową. Tak, brzmiało jak plan, chociaż sama nie do końca jeszcze miała w tym wprawę to na chłopski rozum brzmiało jak coś, co mogłoby się udać. Stanęła blisko swojej grupy, gotowa na znak do ataku.

Tropikalna Dżungla

: 06 kwie 2025, 21:37
autor: Riskikoi
Nie był fanem, kiedy coś szarpało go za futro. Jeszcze bardziej nie był fanem, kiedy robiły to ptaki. Ale gdy tylko zorientował się, że nie on jeden został potraktowany jak kukła, jego złość przygasła, ustępując miejsca rosnącemu zainteresowaniu.
Co znowu... — mruknął, otrzepując się niedbale i pozwalając, by skrzydła rozwinęły się lekko na wietrze.
Ptasia eskorta doprowadziła go na miejsce z widokiem wartym każdej zgubionej sierści. Bizon. Stary, uparty, z miną jakby nie tylko przetrwał każde możliwe piekło, ale jeszcze je przeżuł i wypluł. Idealna ofiara… albo perfekcyjna zguba. W milczeniu wysłuchał Mahzuna, kiwając lekko łbem, choć nie było w tym pełnej uległości — raczej oznaka, że słyszy, niekoniecznie zgadza się bezwarunkowo. Spojrzał po pyskach swojej grupy. Varjo, z wiecznym głodem wyzwań. Fayra, dziewczyna, która wyglądała jakby dopiero wczoraj zrozumiała, co to polowanie — ale coś w niej tliło się... intrygującego. Dalacori? Wciąż zapominał, że tam jest, a to już połowa sukcesu. Tárahai przypominała mu huragan w spódnicy, gdyby wilki nosiły spódnice. I Blizna, którego obecność powinna uspokajać.
Brzmi jak plan, który ma szansę nie zakończyć się spektakularną katastrofą — szepnął z cieniem uśmiechu. — A skoro mamy działać w duecie z losem i precyzją… niechże los nie zawiedzie naszej precyzji.
Spojrzał jeszcze raz na bizona, na jego rogi, masywny kark i nieco przysadzistą postawę. Szukał śladu zawahania. Czy był zmęczony? Czy miał momenty, kiedy nie dosłyszał? Nie doszedł? Riskikoi pochylił się, jego skrzydła drgnęły lekko, po czym złożył je ponownie z teatralną powagą.

Tropikalna Dżungla

: 06 kwie 2025, 21:46
autor: Fáyra
Fáyra drgnęła, gdy poczuła lekkie szarpnięcie za futro na karku. W pierwszej chwili napięła mięśnie, zdezorientowana, ale kiedy kątem oka dostrzegła małego ptaka unoszącego się nad nią, od razu zrozumiała. Nie był to pierwszy raz, gdy natura sama próbowała jej coś przekazać. Uniosła łeb, śledząc jego lot — krążył nad nią z determinacją, co jakiś czas ciągnąc za kosmyk lub muskając czubkiem skrzydeł. Nie była jedyną — inne wilki również zostały poruszone przez ptaki. Jedna z białych sylwetek ruszyła już przodem, prowadzona przez własnego przewodnika. Fáyra zawahała się przez ułamek sekundy, po czym z cichym oddechem ruszyła za nią, pozwalając prowadzić się w głąb zarośli. Jej krok był cichy, wręcz niezauważalny, jakby ziemia znała jej ciężar. Kiedy dotarła na miejsce, niemal natychmiast zsunęła się nisko przy ziemi, instynktownie chowając się w cieniu liści i gałęzi. Jej jasna sierść nie była sprzymierzeńcem w takich chwilach, lecz starała się nie poruszać — zastygnąć i zniknąć, choćby tylko na moment. Spojrzała przez liściastą zasłonę i zamarła. W oddali stał on — bizon. Ogromny, stary, lecz wciąż niebezpieczny. Od razu poczuła respekt... i niepokój. Potworna siła drzemiąca pod warstwą futra i blizn budziła coś więcej niż lęk — budziła wątpliwości. Nie o to, czy zwierzę będzie walczyć. O to, czy ona będzie w stanie z nim zatańczyć. Zacisnęła łapy na miękkiej ziemi. Nie mogła się wycofać. Może i nie była gotowa, ale była tu. I to wystarczało, by zostać. Zatem czekała na znak. Cicho. Skupiona. Czujna.

Tropikalna Dżungla

: 07 kwie 2025, 13:27
autor: Varjo
Wysłuchawszy instrukcji Mahzuna, Varjo ruszył wraz z córką, okrążając bizona od jednej ze stron. Cisza, z jaką przemieszczał się wilk godna była prześlizgiwaniu się cienia. Bizon był naprawdę wielki, co jeszcze bardziej przyczyniało się do produkcji adrenaliny. Manifest, choć zawsze miał problemy z panowaniem nad sobą, na polowaniu nauczył się już, jak nie stracić życia. Odczekawszy tyle, ile powinien skoczył w kierunku zwierzyny, odcinając choć częściowo drogę ucieczki i rzucając się do jego gardła, aby go udusić lub po prostu rozpruć.

Tropikalna Dżungla

: 07 kwie 2025, 15:46
autor: Cressida
/będzie kupapost, dzisiaj na nic więcej mnie nie stać ;—;

Skrzydlaty samiec podzielił się z resztą swoim planem, więc słuchała go uważnie. Bez pytań przemieściła się, dołączając do reszty wskazanej przez niego grupy. Trzymała się gdzieś z tyłu, w końcu ona tu akurat chyba wiedziała najmniej.
Przyczaiła się, czekając na znak i ukradkiem obserwując bizona, chcąc z góry wypatrzyć sobie idealne miejsce, w które powinna uderzyć. Nieco się tym stresowała.

Tropikalna Dżungla

: 07 kwie 2025, 19:48
autor: Mahzun
Nie usłyszał głosu sprzeciwu, więc kiwnął pyskiem i ruszył między krzewy. Starannie omijał gałązki, które mogły wskazać bizonowi zbliżające się zagrożenie. W sumie, nie tylko je, bo wszystkie inne elementy również. Z pewnością nie było to łatwe, a mokre podłoże nie ułatwiało mu przeprawy. Dżungla nie była najlepszym miejscem do polowania i będzie musiał o tym pamiętać przy następnych tego typu wyskokach. Każdy krok stawiał ostrożnie, ale pewnie.
Po krótkim czasie dotarł w odpowiednie miejsce. Stąd wystarczyło kilka większych susów i powinien znaleźć się przy bizonie. Choć nie było to jego pierwsze polowanie, to nie mógł pozbyć się uczucia niepokoju. Mimo wszystko był to trudny zawodnik i obawiał się o pozostałych. Co jeżeli jego pomysł okaże się nietrafiony? Mógłby tak nad się zastanawiać jeszcze długi czas, jednak nie był to odpowiedni moment. Musiał skupić się na zadaniu. Wbił skupione spojrzenie w stronę ofiary i spiął mięśnie, zniżając się do ziemi. Na krótki moment przeniósł wzrok w krzaki po drugiej stronie chcąc dojrzeć pozostałych. Roślinność jednak była tu strasznie gęsta i nie był pewien czy kogoś dojrzał czy to tylko gałązka poruszyła się na wietrze. Trzeba było więc mieć nadzieje, że byli gotowi. Kiwnął pyskiem w stronę swojej grupy, wziął głębszy wdech i hop. Wyskoczył w stronę bizona. Odbił się od ziemi i rozprostował skrzydła. Zazwyczaj podczas polowań z nich nie korzystał, ale dzięki nim mógł znaleźć się wyżej, w dogodniejszej pozycji. Wszak majestatyczne bydło raczej nie spodziewało się ataku z góry. Wycelował w szyje, jak to miał w zwyczaju i zaczął lecieć w dół, składając skrzydła by nabrać prędkości.

Tropikalna Dżungla

: 07 kwie 2025, 20:02
autor: Dalacori
Podążała za wilgami, które w końcu doprowadziły ją do gęstwiny roślin, zza której przez chwilę dobiegały niskie pomruki. Jej łapy zanurzały się w rozmokniętej ściółce, futro zbierało rosę z niższych liści, ale nie zatrzymywała się. Czuła napięcie w powietrzu, niczym ciche porozumienie między obecnymi wilkami, jakby każdy ruch miał teraz znaczenie, jakby las sam wstrzymał oddech. Zerknęła na swojego niebieskiego towarzysza, który dreptał gdzieś obok niej i który nagle kichnął tak gwałtownie, że przez chwilę Dala nie była pewna, czy nie postawi na nogi całej okolicy. Mimo to uśmiechnęła się cicho pod nosem, po czym znów skupiła spojrzenie na tym, co działo się przed nią.
Zza liści dostrzegła poruszenie. Najpierw pojedyncze sylwetki wilków, potem, przez drobne prześwity, ogromne cielsko. Bizon. Ogromny, starszy samiec, którego nawet bez wiatru można było poczuć z odległości kilku długości ogona. Wilczyca aż zamarła, a jej serce zabiło mocniej.
Mahzun, który wydał się jej bardzo doświadczony, podzielił ich na mniejsze grupy, a ona przyjęła jego wskazówki z cichym, pełnym determinacji skinięciem pyska. Stała teraz obok Varjo, Fáyry i Blizny, cicho jak cień. Obserwowała ich, próbując odczytać ze spojrzeń i ustawienia łap, jak się zachować. Bardzo nie chciała być ciężarem.
Skradała się ostrożnie między krzewami, miękko i uważnie. Z każdym krokiem stawała się coraz bardziej częścią tej wszechobecnej ciszy. Czuła, jak adrenalina koi niepokój, a ciało powoli napina się w gotowości do skoku.

Tropikalna Dżungla

: 07 kwie 2025, 22:17
autor: Melvine
Machnęła ogonem, zanim zaatakowała.
Ale o tym już jutro.

Tropikalna Dżungla

: 07 kwie 2025, 22:18
autor: Mekonops
Zrobił dokładnie to, o co poprosil Mahzun. Jak dokładnie? Wróćcie jutro, to się dowiecie!

Tropikalna Dżungla

: 07 kwie 2025, 23:48
autor: Blizna
Mahzun doskonale wiedział co robi, wprawiony licznymi polowaniami. Blizna, który też miał ich całkiem wiele za sobą zdecydowanie zgodził się co do planu — był najlepszy z możliwych. Dołączył więc do grupy, do której został przydzielony i skupił się. Ruszył cicho, szybko i bezszelestnie, nie spuszczając wzroku ze starego osobnika. Roślinożerca w ogóle nie wyglądał, jakby miał zamiar w tym dniu skończyć żywot, toteż wilczek mentalnie szykował się na liczne rany. Gdy tylko był wystarczająco blisko i nadeszła jego kolej, doskoczył do bizona, próbując wturlać się pod brzuch zwierza. Tam zębami chwycił delikatną skórę na brzuchu. Pociągnął najmocniej jak umiał.

Tropikalna Dżungla

: 08 kwie 2025, 14:08
autor: Riskikoi
Zobaczył Mahzuna, jak z gracją unosi się ponad koronami paproci, rozpostarte skrzydła odbijają blask przesączonego przez liście światła. Przez krótką chwilę serce Riskikoia zabiło szybciej — jakby ciało chciało przypomnieć sobie, jak to jest. Jak to było, gdy wiatr nosił go nad ziemią, gdy świat z góry wyglądał jak gra cieni i światła. Ale nie teraz. Już nie. Skrzydła wciąż miał, lecz były jak wspomnienie — piękne, lecz nieużyteczne. Nie mógł z nimi wzlecieć, nie teraz, nie bez magii. Westchnął cicho, nie z goryczą, ale z tęsknotą. Nie miał czasu się nad tym rozwodzić. Mahzun ruszył — to był ich sygnał. Samiec zniżył się do ziemi, uginając łapy pod sobą. Polowanie w dżungli wymagało skupienia. Zamiast powietrza, wykorzystywał to, co oferowała ziemia — gęstwinę, błoto tłumiące kroki, rytm przyrody, który znał niemal instynktownie. Był wilkiem Wiatru, tak — ale wiatr mógł też szeptać z poziomu ziemi. Wyczekał idealny moment, obserwując, jak Mahzun pikuje w dół. Zaatakuje z góry. Dobrze. W takim razie on uderzy z boku. Bezszelestnie wysunął się zza krzaków i ruszył w biegu, celując w nogi bizona. Musieli działać razem. I działać szybko. Nie potrzebował skrzydeł, by być skuteczny. Przypomniał sobie to, wbiegając w akcję — silny, cichy, skupiony. Po prostu Riskikoi.

Tropikalna Dżungla

: 08 kwie 2025, 15:17
autor: Blizna
Bizon nie zorientował się co się dzieje, dopóki nie było za późno. Wilki dopadły do niego i choć zdawał sobie sprawę co się dzieje zaryczał:
Że też Wam nie wstyd napadać na staruszków!
I z całą wściekłością zaczął machać głową, by zaczepić kogoś rogami (udało mu się z Varjo i Mekonopsem), a dodatkowo rozdawał kopniaki (cała reszta). Nie ruszył się jednak tak poza tym z miejsca.