Strona 2 z 2
Pustynne obozowisko
: 22 maja 2025, 21:53
autor: Solamat Sentauri
Zapach kadzideł nagle zapiekł oba wilki z nos, po czym unoszący się dym znikł, jakby ktoś zdusił źródło żaru w zarodku. Chwilę potem coś trzasnęło, jakby łamały się gałęzie. W końcu dla obu wilków, Fenrárra i Ammata nastała nieprzenikniona ciemność, a coś owładnęło ich ciała w pacyfikujący sposób.
Cały namiot zwalił im się na głowę i jakby zaklęty nie chciał wypuścić spod płacht materiału.
Pustynne obozowisko
: 22 maja 2025, 22:10
autor: Ammat
chciał już coś odpowiedzieć wilkowi i po prostu wyjść ale coś zwaliło mu się na łeb więc warknął głucho i zaczął się szamotać próbując wyjść z tej płachty.
— to twoja sprawka? — mruknął po chwili zapominając na moment o wróżbie.
Pustynne obozowisko
: 23 maja 2025, 7:37
autor: Fenrárr
Dym kadzideł ustąpił, lecz jego echo drażniło nozdrza, jakby sam czas zawisł w powietrzu. Gdy ciemność spowiła namiot, Fenrárr zareagował instynktownie: zniżył łeb i osłonił się barkiem, zanim całe poszycie z łoskotem opadło na nich jak czarodziejski całun. Szarpnięcie. Przygnieciona łapa. Warkot Ammata, pytanie. Ale Fen nie odpowiedział od razu. Zanim odezwał się językiem, przemówiły jego zęby i łapy — macając, grzebiąc, rozrywając pazurami to, co mogło zakryć jego cel. Karty rozsypały się w ułamku sekundy — szelest ich upadku zapamiętał niemal z fotograficzną dokładnością. Teraz każda miała znaczenie. Każda mogła nie wrócić, jeśli ich nie znajdzie. Jego pazury trącały coś miękkiego — materiał… sznurek… a potem: karton. Wyczuwalna pod opuszkami znajoma struktura. Wsunął pysk, wyciągnął jedną, potem drugą, trzecią — ułożone jedna za drugą między zębami, jakby sam Ithil darował mu jeszcze chwilę. Wsunął stosik do materiałowej torebki i przycisnął do piersi, zabezpieczając jak świętość. Dopiero wtedy odpowiedział.
— Gdybym to był ja, nie miałbyś szansy zapytać — mruknął sucho, nieco stłumionym tonem, bo zęby trzymały jeszcze dolny brzeg zawiniątka. Szarpnął płachtę ramieniem i barkiem. Próbował zlokalizować wyjście — lub jego pozostałości.
— Milcz i tnij, rozrywaj. Albo chcesz, byśmy zostali zapamiętani jako duet zaduszonych wilków?
Śmiech był gardłowy, wymuszony, ale niepozbawiony dumy. Bo choć zaklęcie rzuciło ich na kolana, Fenrárr już podnosił głowę. Ze zwojem kart — nie tylko przetrwanych, ale odzyskanych.
Pustynne obozowisko
: 23 maja 2025, 7:56
autor: Ammat
Jakiś lipny był ten jego namiot ale tu samiec miał rację — jakby chciał udusić tylko jego to chyba siebie nie ? Powoli się uspokoił bo pierwsze ruchy były paniczne i nieskładne. Zaczął macać to tu to tam gdzie mogłaby być kotara i wyjście.
Starał się rozerwać płachtę z całych sił żeby móc wyjść
— nie zamierzam być samcem duszonym na miękko — mruknął beznamiętnie.
Pustynne obozowisko
: 23 maja 2025, 9:11
autor: Fenrárr
Głos Ammata dotarł do Fenrárra jak przez zasłonę — i może rzeczywiście tak było. Mgła kart teraz oplotła ich realnie, z zapachem dymu i ciężarem płótna, które dusiło nie tylko ciała, ale i myśli.
— Nie jesteś duszony. — rzucił w ciemność, głosem chłodniejszym niż przed chwilą. — To tylko podszepty złapały cię za gardło. Tak mówiła karta.
Szarpał dalej, metodycznie. Nie jak ktoś w pułapce, ale jak ktoś, kto zna cenę ucieczki. Kto wie, że wszystko, co ważne, leży pod warstwą czegoś trudnego, nieprzejrzystego, pozornie wrogiego.
— „Pazur Burzy” w Cieniu… — mruknął półgłosem, jakby sam do siebie. — …teraz już wiesz, jak wygląda. Nie wali w niebo, tylko w ciebie. I we mnie. Ale to też znaczy, że jesteśmy blisko środka.
Pazury trafiły na coś, co przypominało skraj materiału. Pociągnął. Powoli.
— Skoro mgła zstąpiła, to znaczy, że możemy ją rozciąć. I wyjść.
Odnalazł spojrzenie Ammata w mroku — nie wzrokiem, a instynktem.
— Chcesz odpowiedzi? Zaczynają się tam, gdzie przestaniesz warczeć. I zaczniesz słuchać tego, co nieprzyjemne. Bo to też część ciebie.
Materiał zaskrzypiał. Wilk wbił się barkiem w otwierającą się przestrzeń.
— Chodź, nim mgła znów się zamknie.
Solamat Sentauri Ammat
Pustynne obozowisko
: 23 maja 2025, 23:28
autor: Solamat Sentauri
Dwa wilki nie tylko słyszały swoje głosy, ale również krótką wymianę zdań dobiegającą zza płacht namiotu, krótki rozkaz czy coś w podobnym guście. Chwilę potem ciężkie łapy spoczęły na karkach samców, namiot puścił w pokrętny, cuchnący magią sposób, i nastała dla nich jasność.
Trzymał ich masywnie zbudowany, szary wilk o ślepiach iskrzących żółcią. Pyski wszystkich trzech skierowane były — Fenrárra i Ammata na siłę, pysk trzymającego z własnej woli — na szczupłą i wysoką, czarną wilczycę o bardzo długich, prostych włosach opadających na jedną stronę.
— Mamy intruzów — obwieścił samiec niskim, głębokim głosem, na co z kolei samica zmarszczyła brwi.
— Co tu robicie? — Zapytała spokojnie. To nie pierwszy raz, gdy ktoś podczas ich nieobecności buszował po namiotach. Wcześniej jednak spóźnili się i nie dali rady znaleźć nieproszonych gości, choć szukali po śladach. Kapryśne piaski pustyni zdążyły pokrzyżować jednak ich plany. Dopiero teraz się udało.
Pustynne obozowisko
: 23 maja 2025, 23:37
autor: Ammat
— jakie tam znów podszepty — mruknął — we mnie? Jakieś dziwne te twoje przepowiednie i jakoś niezbyt sprzyjające — dodał po chwili, chciał wbić barkiem nieopodal gdzie towarzysz niedoli ale po chwili poczuł jakąś łapę na sobie która go wyciągnęła. Spojrzał mimowolnie na szarego tęgiego wilka.
— Hola hola! Ja tu nie jestem żadnym intruzem ! — kątem oka spojrzał na samicę — rozkaż temu swojemu osiłkowi żeby nas puścił bo chyba nie te wilki szukacie — niemal warknął ostatnie dwa słowa. Charknął głośno spoglądając na nieznajomą parę.
— kim wy jesteście ? Jak nas ten osiłek puści to odpowiem co tu robię. Ale w takich dzikich warunkach rozmawiać nie będę — zmarszczył nos i podniósł brew.
Pustynne obozowisko
: 24 maja 2025, 9:22
autor: Fenrárr
Srebrzysty nie miał czasu na ripostę — ciemność zniknęła z sykiem, jak rozgrzany olej zalany wodą. Czuł jeszcze na języku smak kadzidła, kiedy czyjeś łapy, ciężkie jak wyrok, zacisnęły się na jego karku. Zamrugał w ostrym świetle, mrużąc ślepia, które dopiero co uczyły się widzieć przez mgłę. Tym razem jednak nie była to wizja. To był piach, pot, rozkaz — i rzeczywistość w najczystszej postaci. Uniósł brew, spoglądając najpierw na szarego siłacza, potem na wilczycę. Jej sylwetka cięła krajobraz równie wyraźnie, jak ostrze — czarna, spokojna, groźna w tej nieporuszonej ocenie.
— Iskrzące ślepia. Magia i mięśnie. I ona, która nie pyta o imię, tylko o motyw. — przemknęło mu przez głowę.
Uśmiechnął się kącikiem pyska.
— Dobre pytanie — powiedział łagodnie, w przeciwieństwie do Ammata, który warczał. — Ale chyba powinno paść inne: co robi namiot, który rzuca się na gości? Może miał dość ciszy?
Zamilkł na ułamek chwili.
— Wpadliśmy w sam środek... czegoś, co chyba nie chciało być otwarte. Z mojej strony to była wróżba. Z jego — jak rozumiem — potrzeba wyjścia. Ale czy to nas szukaliście…? — Przekrzywił lekko łeb. — Może to miejsce nas zawołało.
Spojrzał znów na samicę. Mimo kłów w zasięgu szyi, jego głos brzmiał prawie… zaciekawiony.
— Kim jesteście, skoro mgła zna wasze imiona, a kadzidło zastyga na komendę?
I dopiero na koniec:
— Mogę też zwyczajnie powiedzieć „przepraszam” i się wynieść. Ale nie byłbym sobą, gdybym najpierw nie zapytał… co się tak naprawdę wydarzyło?
Pustynne obozowisko
: 25 maja 2025, 22:51
autor: Solamat Sentauri
Szaremu wilkowi nie spodobały się najwyraźniej butne słowa rogatego wilka, co oznajmił cichym, ale głębokim, tubalnym warkotem.
— A kim niby jesteś, jak nie intruzem? — pytał.
— Yohalla — przerwała mu czarna wilczyca. Jej interwencja oszczędziła kark Ammata na którym coraz mocniej zaciskała się łapa samca. Ale wilk po upomnieniu nieco odpuścił, choć nie do końca, tak jakby sobie tego pewnie jeden z drugim życzyli. Wciąż nie byli wolni.
— Kim jesteście i co robiliście w naszym namiocie? — spytała raz jeszcze samica, niepomna na warunki stawiane przez białego.
Potem Fenrárr co nie co wyjaśnił, ale jego słowa były rozwodnione i trzeba było zmarszczyć czoło, żeby wyłowić z nich esencję.
— Zawsze tak wchodzicie nieznajomym do domów? — Zapytała, podchodząc bliżej bardziej gadatliwego samca i przyglądając mu się z bliska. Jej turkusowe ślepia czujnie badały pysk Księżycowego.
Pustynne obozowisko
: 25 maja 2025, 23:09
autor: Ammat
— Dowiedziałem się że buszuje tu jakiś wróżbita, właściwie nie wierzę w takie rzeczy ale pomyślałem że byłaby to przednia zabawa. Totalnie nie jestem żadnym intruzem ! Zostałem tu zaproszony, choć nie do końca wiedziałem przez kogo — odparł właściwie szczerze ale ze zdziwieniem
— skąd miałem wiedzieć że te namioty należą do was ? Nie są podpisane — mruknął — poza tym to wy tu jesteście intruzami, nigdy was nie widziałem w wilczej krainie. Nie wyglądacie jakbyście pochodzili stąd — odparł faktem. Co prawda sam białas też nie pochodził z Wilczej Krainy, ale już się tu całkiem nieźle zadomowił i znał dość sporo wilków przez swoje eskapady
Pustynne obozowisko
: 25 maja 2025, 23:35
autor: Fenrárr
Samiec nie drgnął, gdy czarna wilczyca podeszła bliżej. Czuł jej obecność, zanim jeszcze uniosła głos — coś w jej aurze było ostre jak nóż, ale i ciche jak mgła. Szmaragdowe ślepia spotkały się z jego bladymi, księżycowymi oczami. To spojrzenie… Było inne. Nie pytała o drogę. Ona już tu była. Jakby czekała.
– Nazywam się Fenrárr, jestem wilkiem z Klanu Księżyca. Nie mam zwyczaju wchodzić do czyiś domostw bez uprzedniego zaproszenia – rzekł wreszcie niskim tonem. – Niemniej, to miejsce mnie przyciągało. A ja dałem się ponieść.. przeczuciu.
Zamilkł na chwilę, jakby znów widział karty. Tętent łap, echo wrzasku, łowca z mgły. Czy to była ona? Czy może miał ją poznać… zanim nadejdzie odpowiedź?
– Karty mej czcigodnej babki doprowadziły mnie tutaj. Do wędrowca.
Spojrzał na nią uważniej. Na grzywkę spływającą z pyska, na miękką czerń futra, na sylwetkę przypominającą cień tańczący przy ognisku.
– Ale może to nie tego wilka miałem znaleźć. – Kiwnął łbem w stronę Ammata, a następnie wrócił spojrzeniem na nią. – Może karty wskazywały Ciebie. Jesteś tą, która milczała na karcie. Łowcą, który się jeszcze nie określił.
Zmrużył oczy.
– A ja mam być pytaniem.
Nie był pewien, czy zrozumie. Ale Solamat Sentauri nie wyglądała na taką, która potrzebuje wyjaśnień. Raczej… testowała.
— Zatem jak mogę pomóc? — Zapytał.
Pustynne obozowisko
: 26 maja 2025, 22:33
autor: Solamat Sentauri
Samica popatrzyła wymownie na rogi Ammata , jakby samiec nie mnie urwał się z choinki.
— Ciekawe, że potrzebujesz podpisów, żeby wiedzieć, gdzie nie należy wchodzić. — Samo wyposażenie namiotu powinno tej dwójce podsunąć, że może być on czyjąś własnością. Większość praw w tej krainie była zachowana. Namioty magicznie nie pojawiały się znikąd.
Yohalla, jak nazwała go czarna wilczyca, z trudem powstrzymał kolejne warknięcie.
Długołapa wilczyca skupiła się na powrót na Fenrárze:
— Podziękuj kartom, że cię tu przyprowadziły, ale skarć je za bezmyślność. Macie szczęście że nie weszliście do domu kogoś mniej uprzejmego. Yohalla puść ich — powiedziała, a szary wilk rozluźnił uścisk i dwójka intruzów odzyskała wolność. Stał jednak i obserwował czujnie.
— Myślę, że możesz lepiej skalibrować swoje karty. I zapłacić nam za szkody, bo teraz będziemy musieli przez was stawiać namiot na nowo. Coś, co uznasz za wartościowe, powinno wystarczyć. — Samica powiedziała spokojnie, a wręcz z nutą uprzejmości, co kontrastowało z twardym spojrzeniem czającym się na karku Księżycowego.
Pustynne obozowisko
: 26 maja 2025, 22:41
autor: Ammat
— cóż myślałem że to namiot wróżbity, że jest jakby niczyj, tutaj często się widuje opuszczone namioty — odparł lekko zdziwiony i westchnął — mogę Wam pomóc postawić namiot od nowa, to nic trudnego — odparł Białas. Kątem oka zerknął na towarzysza. Ale tak naprawdę pysk obrócił ku płachcie i opadniętemu namiotowi. Był całkiem niezły w te sprawy, miał sporo siły i zręczności.
Pustynne obozowisko
: 27 maja 2025, 21:15
autor: Fenrárr
Szaruch nie odwrócił wzroku, gdy słowa czarnej wilczycy spłynęły na niego z chłodną uprzejmością. Odetchnął głęboko, po czym pochylił lekko głowę – w geście, który nie był pokorą wynikającą ze strachu, lecz szczerym uznaniem dla porządku, który naruszył.
— Macie rację — powiedział spokojnie. — To nie była rozsądna decyzja. Nawet jeśli coś przyciąga, nie znaczy to, że należy wejść bez pukania.
Spojrzał kątem oka na rozłożony namiot, czując ciężar sytuacji.
— Dołączyłem do Klanu Księżyca niedawno. — Podniósł głowę, patrząc już prosto na Solamat, bez dumy, ale i bez ucieczki. — Wychowałem się na obrzeżach jego wpływu… z dala, ale pod światłem tej samej nauki. Część tradycji znam, ale życie tutaj… wciąż stawiam pierwsze kroki. Przyszedłem z niczym. Dosłownie. Szukam ścieżki, miejsca, gdzie będę użyteczny i uczciwy wobec klanu, któremu chcę służyć.
Zawiesił głos, jakby zbierał się na coś trudniejszego do powiedzenia.
— Karty, które mnie tu przyprowadziły… należały do mojej babki. To ona próbowała nauczyć mnie ich języka. Ale byłem wtedy młody, zbyt zbuntowany, by słuchać naprawdę. Teraz próbuję je zrozumieć na nowo. Uczę się. Błądzę, jak chyba każdy uczeń na początku.
Uśmiechnął się słabo, nieco do siebie, nieco do niej.
— Nie chcę, żeby moja ignorancja była waszym ciężarem. Jeśli mogę… ofiaruję coś wartościowego, choć nie wiem co. Niewiele posiadam, ale może znajdę coś, co przemówi do waszego uznania. Albo — tak jak mój towarzysz z przypadku — mogę pomóc odbudować to, co zostało naruszone. Nie jestem silny, ale łapy mam sprawne. I szczere intencje.
Zrobił krok w bok, by stanąć nieco niżej, z szacunkiem, ale nie służalczo.
— Obiecuję, że się poprawię. I że więcej nie pomylę podszeptów ze znakami.
Zamilkł, pozwalając im ocenić, czy jego słowa były czymś wartym — czy choćby godnym — zapłaty za to nieproszone wejście. Następnie Fenrárr zawiesił wzrok na towarzyszu — na jego lekko zmarszczonym czole, zaskoczonym tonie i tej gotowości do działania, która iskrzyła pod skórą. Chciał naprawić, pomóc, ruszyć do działania… od razu. Bez wahania. I wtedy przypomniał sobie kartę.
🜂 "Pazur Burzy… również w Cieniu."
Westchnął cicho, jakby potwierdzając coś samemu sobie. Jego spojrzenie zwróciło się ku białemu wilkowi — tym razem nie z oceną, ale z rodzajem cichej, trudnej do uchwycenia uwagi.
Pustynne obozowisko
: 01 cze 2025, 23:09
autor: Solamat Sentauri
Od warkoczącego dryblasa po bardziej sensownego osobnika — Solamat i Yohalla oglądali prawdziwe przepoczwarzenie Ammata. Ale jeszcze musieli wysłuchać opowiadaniaFenrárra.
Yohalla pokręcił łbem, co czarna wilczyca wyłapała wyraźnie, ale nie skomentowała.
— ...Myślę, że drobna zapłata nam wystarczy, ale dziękujemy również za historię twojego życia. Mam nadzieję, że znajdziesz swoją drogę — Solamat powstrzymała westchnięcie i uśmiechnęła się pobłażliwie.
Pustynne obozowisko
: 02 cze 2025, 1:00
autor: Ammat
— jaką chcecie zapłatę ? — zapytał podnosząc brew. Właściwie nie miał nic co by im mógł dać. Wilk obserwował nieznane wilki.
Pustynne obozowisko
: 02 cze 2025, 20:47
autor: Fenrárr
Gdy słowa Solamat wybrzmiały — „drobna zapłata” — Fenrárr uniósł brew, jakby przez moment rozważał coś w ciszy. Potem sięgnął łapą do naszyjnika, który od dawna nosił przy szyi. Szklana fiolka oderwała się od cienkiego sznura. Wewnątrz niej połyskiwał srebrny pył — lśniący jak zmrożony księżycowy blask, wiecznie w ruchu, jakby nie podlegał prawom materii.
— Unikalny minerał z Klanu Księżyca. Dla znawcy może być.. czymś intratnym — rzucił z lekkim półuśmiechem, podając przedmiot. Fiolka zalśniła delikatnie w łapie Solamat, jakby srebrny pył rozpoznał, że został przekazany dalej.
— Czasem… to, co nosimy najbliżej serca, najlepiej oddaje, co mamy do ofiarowania — dodał cicho.
Pustynne obozowisko
: 07 cze 2025, 18:05
autor: Solamat Sentauri
Wilczyca i wilk czekali cierpliwie, aż Fenrárr namyśli się nad tym, co mógłby im zaoferować.
Solamat wzięła do łapy fiolkę i obejrzała dokładnie, pod słońce, jej zawartość. Poruszyła nią na boki, pył uwięziony w środku mógł przesypać się kilka razy.
W końcu wilczyca kiwnęła łbem.
— Może być, tyle wystarczy — powiedziała z cieniem ukontentowania w głosie. — Możecie iść.
Jej słowa zwolniły Ammata i Fenrárra spod ciężkiego wzroku Yohalli.
Pustynne obozowisko
: 09 cze 2025, 20:14
autor: Fenrárr
Fenrárr nieco skłonił łeb w niemym podziękowaniu, choć nie był pewien, czy podziękowanie było tu właściwe. Wciąż czuł na karku cień spojrzenia Yohalli, jakby wilczyca pozostawiła w jego futrze pazur nieufności na wszelki wypadek. Nie powiedział nic — słowa nie wydawały mu się potrzebne. Jedynie lekko skinął Ammatowi, gotów do odejścia. Kroki stawiał ostrożnie, jakby sam fakt, że mógł się już ruszyć, mógł nagle zostać cofnięty. Dopiero gdy znaleźli się poza zasięgiem wzroku Solamat, wypuścił powietrze, którego nieświadomie wstrzymywał. Szedł dalej, nie odwracając się za siebie, ale z tyłu głowy wciąż dźwięczało mu jedno: „Może być, tyle wystarczy”.
/zt