Strona 2 z 4

Fiołkowy Płaskowyż

: 27 sty 2025, 20:04
autor: Fella
Najwidoczniej byłoby zbyt dobrze, gdyby wilczyca po powaleniu uspokoiła się i zaprzestała na atakach. Jakim cudem różnica sił nie zniechęciła jej ani trochę i dalej próbowała ją oparzyć. Skutecznie zresztą, bo przy tak małym dystansie, bez problemu położyła łapska na jej szyi, a gdy już poczuła ciepło, było zbyt późno by uniknąć obrażeń.
Syknęła przez zęby, uderzając ją w pysk. Przy odrobinie szczęścia mogło rozproszyć to magie, chociaż czy aby na pewno?
— Przestań do cholery.. — Mruknęła, odtrącając jedną z kończyn.
— Chyba, że mam pokazać Ci jak działają łapy z przerwanymi ścięgnami. — Dokładnie to nie działały, a ona chciała ją trochę nastraszyć, by się opamiętała. Sztylet zresztą widziała, więc powinna bez problemu połączyć ze sobą kropki. W końcu jednak zwyczajnie od niej odskoczyła do tyłu. Zanim ta pozbierała się z ziemi, czy tam wykrzesała jakiś kolejny płomyczek zniknęła w najbliższym cieniu, tym należącym do ognistej. Miała po uszy narwanej wilczycy. //zt

//1x atak za -5PŻ
Adaya

Fiołkowy Płaskowyż

: 29 sty 2025, 21:04
autor: Adaya
Adaya miała w sobie naprawdę dużo zapału. Tu nie chodziło tylko o zwykłą niechęć, a poczucie pewnego rodzaju misji. Niestety jej możliwości — zarówno fizyczne, jak i magiczne — w tym momencie były stanowczo niewystarczające...
Chociaż jej ciało powoli opadało z sił, była jeszcze gotowa zerwać się do kolejnego ataku. Niestety — choć pewnie dla Adayi, na jej szczęście — Fella zdecydowała się wycofać.
— Wracaj tu — warknęła, dźwigajac się na łapy. Zaraz potem adrenalina zaczęła opadać, a wilczycy zakręciło się w głowie. Powolnym chwiejnym krokiem ruszyła ku terenom klanowym.

//zt

Fiołkowy Płaskowyż

: 31 sty 2025, 17:47
autor: Persefona
Na co dzień niezwykle rzadko opuszczała zamek, a co dopiero klanowe tereny. Oczywiście o ile nie miała do tego powodu, a tych przecież nie było zbyt wiele. Dziś jednak, w drodze pewnego wyjątku, znalazła się właśnie w tych okolicach.
Zaczęło się od tego, że zwyczajnie zapragnęła udać się na spacer. Początkowo jedynie po przyzamkowym gaju, lecz koniec końców oddaliła się bardziej, znikając potem w pobliskich lasach. Cieszyła się z panującego tutaj spokoju i ciszy. Odczuwała też pewną ulgę, mając świadomość, że wreszcie tutaj nie była obserwowana przez wiele par oczu. Mogła poczuć się nieco spokojniej, nie przejmując się, czy nie popełni jakiejś gafy. Nikt nie przyglądał jej się takim wzrokiem, jakby stanowiła jakąś anomalię. To całkiem przyjemne uczucie.

Szła tak przed siebie, pogrążona w myślach, aż wreszcie drzewa zaczęły się przerzedzać, by wreszcie ustąpić miejsca pofalowanym wzgórzom.
Dopiero wówczas zdała sobie sprawę z tego, jak daleko zawędrowała. Przez jakiś moment nieco ją to zaniepokoiło. Nigdy nie była w końcu w tych okolicach i nie miała pojęcia, co może tu ją czekać. Czy powinna się obawiać? I czy będzie w stanie po prostu wrócić do domu?
Postanowiła wspiąć się na jedno z tych wzniesień, by spojrzeć na okolicę z góry. Powinno to pozwolić jej zorientować się lepiej w terenie. Jednakże szybko zapomniała o tym, gdy znalazła się na szczycie. Jej wzrok przykuła bowiem jakaś dziwna, różowawa smuga na niebie. Nigdy wcześniej nic podobnego nie widziała, toteż nic dziwnego, że zapatrzyła się na nią z zaciekawieniem pomieszanym z czystym zachwytem. Wyglądało to bowiem jak żywcem wyjęte z jakiejś baśni. Zatrzymała się więc, wbijając wzrok w to dziwne zjawisko.

Nawet nie zauważyła, iż ową smugę pozostawiała na niebie jakaś lecąca sylwetka. Dopiero, kiedy niespodziewanie poczuła... Coś. Coś jakby ukłucie, choć nie do końca, zaraz bowiem ono zniknęło, zastąpione przez niespodziewaną falę ciepła rozlewającą się po całym ciele. Nagle poczuła się lepiej.

Askari

Fiołkowy Płaskowyż

: 02 lut 2025, 23:47
autor: Askari
Całe jego rodzeństwo wolało trzymać się ojca, zostawiając go samego sobie. No trudno, ich strata. Nie żeby cała ta sytuacja jakkolwiek mu się podobała, bo dużej części rodziny praktycznie nie widywał, zaś matka chodziła struta. Nawet jeśli starała się udawać, że wszystko jest dobrze, on zwyczajnie nie był ślepy. Tym bardziej szlajał się całe dnie po klanowych ziemiach, a i poza nimi, powoli poszerzając te lepiej poznane. Widywał się też z dziadkiem, pchając do przodu szkolenie.
Tym razem łapy zaniosły go na rozległą równinę. Wiosną mogła wyglądać malowniczo, teraz jednak była jednolitym, białym placem ziemi pokrytym śniegiem i okazjonalnymi krzewami bez liści. Dlatego też znacznie łatwiej było mu dostrzec rudą sylwetkę przecinającą ten krajobraz. Poza wyprawą, nie miał za wiele kontaktu z innymi klanami, a i pół dnia przesiedział sam ze sobą. Tym chętniej ruszył w jej kierunku, licząc na okazję do pogadania.
Nie skradał się, celowo podchodząc bardziej od frontu, niżeli z tyłu.
— Witaj, a już myślałem, że w okolicy nie ma żywej duszy. — Zagadnął, kupidyn zaś już upatrzył go sobie z nieba. Zostało doczekać dogodny do strzału moment, bo i po wyrazie białego pyska widać było, że liczy na cos specjalnego.

Persefona

Fiołkowy Płaskowyż

: 03 lut 2025, 20:11
autor: Persefona
Odwróciła wzrok od nieba, dostrzegając jakiś ruch nieopodal. Zaraz skupiła go na nieznajomym, który niebawem się pojawił, ruszając zaraz w jej stronę. Obrzuciła samca krótkim spojrzeniem, czując początkowo jakieś nikłe ukłucie niepokoju. Ot dlatego, że go nie kojarzyła. Chyba przywykła już do widywania mniej więcej tych samych pysków i choć w ich towarzystwie wciąż nie do końca czuła się pewnie... Cóż, lepsze to, niż ktoś zupełnie obcy. Nie wiedziała, czego się spodziewać. Jednakże ani na chwilę nie przeszło jej przez myśl, by się wycofać.
Skinęła krótko, może nieco sztywno głową, słysząc jego powitanie. Dość neutralne zresztą, przez co nie potrafiła przypisać go do któregokolwiek z klanów. Może miała do czynienia z samotnikiem? Zawahała się przez chwilę nad odpowiedzią, ostatecznie uznając, że bezpieczniej będzie samej zbyt wiele o sobie nie zdradzać. Choćby i samym powitaniem.
Witaj, paniczu — cóż, może i postanowiła zrezygnować z klanowego powitania, jednakże nie potrafiła pozbyć się dobrych manier. Dlatego też również delikatnie się skłoniła, zupełnie odruchowo. — Sama też odniosłam takie wrażenie — dodała, by nie musieć przedłużać niezręcznej ciszy.
I wtedy coś świsnęło jej koło ucha. Poczuła niespodziewane ukłucie, jakby coś wbiło jej się w bok. Tak nagle, że aż podskoczyła i odwróciła się dość gwałtownie. Wydawało jej się, iż przez chwilę widzi tkwiącą w jej własnym ciele strzałę. Lecz ta po chwili rozjarzyła się różowawym blaskiem i zniknęła. Rudofutra nie potrafiła pojąć, czy działo się to naprawdę, czy może tylko coś jej się przywidziało. Po obejrzeniu boku zauważyła bowiem, że nie pozostał żaden ślad. Zaskoczona, odwróciła się z powrotem do samca. Czy on też to widział...?
I nagle oblała ją fala przyjemnego ciepła, puls przyśpieszył, a w brzuchu roztańczyły się motyle. Ten oto samiec, którego widziała po raz pierwszy w życiu niespodziewanie wydał jej się najprzystojniejszym wilkiem pod słońcem. Równie dobrze mógł zastąpić księcia w kilku przeczytanych za młodu bajkach.
Wpatrywała się w niego przez chwilę jak oczarowana.
Wybacz mi moją śmiałość, paniczu... — wypaliła, zanim zdołała ugryźć się w język. Co samo w sobie było dość rzadkim zjawiskiem, w końcu zazwyczaj wolała trzymać go za zębami. Teraz jednakże z jakiegoś powodu umysł niekoniecznie chciał współpracować. — Czy mówił ci już ktoś jak piękne masz futro? Jak cudownie ta krucza czerń kontrastuje ze śnieżną bielą? A ślepia połyskują niczym najdroższe klejnoty? — rzuciła cicho, trochę nieśmiało.

Fiołkowy Płaskowyż

: 03 lut 2025, 22:14
autor: Askari
Zdawał sobie sprawę, że powinien używać przywitania które wpajano mu od samego początku, jednak w jego ślepiach było ono odpowiednie jedynie względem innych wilków Klanu Cienia, tak by zyskało ono odpowiedź o tym samym wybrzmieniu. W kontaktach poza klanowych, znacznie lepiej pasowało mu luźne podejście, w końcu i bez tego dało się zorientować z kim ma się do czynienia, o ile jakoś przesadnie mocno nie dba o przykrycie swojego zapachu. Magia Chaosu dostatecznie mocno się ich trzymała, by dało się wyczuć jej nutę w zapachu. Tak było i z innymi klanami.
Przechylił łeb na prawo, gdy ponad powiewem wiatru przebiło się "paniczu". Huh? Na salony zdecydowanie było mu daleko.
— Jestem A.... — I tu właściwie urwał, wraz z pierwszym świstem lotek strzały posłanej w stronę jego nowej towarzyszki. W jakimś chaotycznym odruchu ugiął łapy, szykując się na jakieś towarzystwo niekoniecznie zadowolone z ich zobaczenia. Tym większe było jego zdziwienie gdy zobaczył białego wilka ze skrzydłami. No dobra, w klanie też mieli takiego gagatka, ale ten w nich strzelał i nie był wcale nielotem! Spróbował się cofnąć ze dwa kroki do tyłu, licząc, że ta wycelowana w niego trafi w ziemię, ale były to wyjątkowo złudne nadzieje.
— Co jest... — Wymamrotał pod nosem patrząc w dół, dalej na nieznajomą i pewnie wróciłby do miejsca, gdzie jeszcze przed chwilą była strzała, ale ślepia zostały już na jej uroczym pyszczku. Przestąpił z łapy na łapę, bo i poczuł się dziwnie, zwłaszcza naprzeciwko tak wielu komplementów.
— Em... Tak? — Popatrzył po futrze, zrobiło mu się jakoś tak cieplej, chyba dopiero teraz zaczynał odczuwać efekty trafienie.

Persefona

Fiołkowy Płaskowyż

: 03 lut 2025, 22:53
autor: Persefona
Jeśli nawet wyczuła od samca odrobinę obcej magii, nie zwróciła na to zbyt wielkiej uwagi. Być może po prostu dlatego, że z innymi klanami nie miała do tej pory zbyt wiele do czynienia i tak naprawdę nie była pewna, jak je rozróżniać. Gdyby była świadoma tego, iż rozmawia z Cienistym, to pewnie okropnie by się przelękła, możliwe, że nawet po prostu uciekłaby precz z powrotem w stronę Potępionego wybrzeża. W końcu znała ów klan tylko z opisu, który przedstawiono jej podczas szkolenia — a według tych przecież byli ich wrogami i to wybitnie niebezpiecznymi.
Teraz jednak, gdy dosięgła ją niespodziewanie ta dziwna strzała, teraz ta drobna nutka trudnej do opisania woni nie miała już żadnego znaczenia. Persefona odniosła bowiem wrażenie, że nagle przeniosła się do jednej z czytywanych zazwyczaj powieści, wcielając się w postać jednej z głównych bohaterek, która właśnie spotykała swojego ukochanego. Źródło wielkiego szczęścia, ale także i ogromnego bólu, bo przecież niewątpliwie była jedną z tych, która właśnie zadurzyła się w kimś, w kim zadurzyć się nie powinna.
Miała wrażenie, iż wszystko wokół niej przestało mieć znaczenie. Liczył się tylko nieznajomy.
Oczywiście, paniczu. Nigdy wcześniej nie dane mi było oglądać takiego piękna — wypaliła na jednym wydechu, czując jak serce bije jej w piersi, jak oszalałe.
I wtedy nagle zauważyła jego zmieszanie. I... Cóż, jej samej nagle zrobiło się okropnie głupio, toteż położyła uszy po sobie i spuściła nieco wzrok.
P-przepraszam — bąknęła, patrząc teraz na swoje łapy. Przez chwilę panowała okropnie niezręczna cisza, podczas której Persefona walczyła z nagłą falą zawstydzenia, która ją ogarnęła.

Askari

Fiołkowy Płaskowyż

: 05 lut 2025, 23:33
autor: Askari
Zdecydowanie nie chciał sprawić je przykrości, dobitnie się o tym przekonał gdy zobaczył uciekające w dół spojrzenie i opadające uszka. Momentalnie poczuł lekki ścisk na żołądku, jakie odczuwa się podczas stresujących sytuacji.
— Nie miałem nic złego na myśli... — Zaczął się tłumaczyć, no bo co miał zrobić?! Następnym razem zamiast palnięcia czegoś głupiego, wetknie sobie ogon do pyska, co by się zamknąć w porę. Tak jak szybko sobie to postanowił, równie prędko złamał tylko, że nie słowem, a tym co zrobił ledwie kilka chwil później...
Przysiadł naprzeciwko niej, chcąc jakoś poprawić jej humor. Tylko jak?
— Ty też jesteś bardzo ładna. — Wyciągnął łeb do przodu, lekko tykając ją nosem w policzek. Opcje były dwie, wywoła drobny uśmiech u nieznajomej lub zechce wykopać sobie dołek i w nim schować, przez jej reakcję.

Persefona

Fiołkowy Płaskowyż

: 07 lut 2025, 21:38
autor: Persefona
Nie wiedziała, co ją naszło. W normalnych okolicznościach zwyczajnie by się wstydziła nawet otworzyć pysk, a teraz z jakiegoś powodu słowa same jej z niego wypływały jakże wartkim strumieniem. Nie potrafiła zresztą także się nad tym zbyt długo zastanawiać, szalejące w jej wnętrzu, niespodziewanie rozbudzone uczucia nie pozwalały jej na to.
Przestała się gapić na swoje łapy, kiedy usłyszała z pyska samca komplement. Podniosła powoli ślepia, czując coś na kształt wzruszenia. Cóż... Ona siebie za ładną nie uważała. W jej mniemaniu daleko jej było do piękności. Piękne wilczyce posiadają dłuższe od niej łapy, są nieco wyższe i przede wszystkim ich futro zdecydowanie nie jest rude. A przynajmniej była o tym przekonana. W rzeczywistości może i od prawdy było temu przekonaniu daleko, lecz cóż poradzić, kiedy młoda panna po prostu miała pewne kompleksy.
Dziękuję — prawie szepnęła, patrząc na samca maślanym wzrokiem. Nikt nigdy tak naprawdę nie nazwał ją ładną, dlatego też te proste do bólu słowa miały dla niej takie znaczenie. Miałyby zresztą i w normalnych okolicznościach, bez tego dziwnego, jakże intensywnego uczucia buzującego w jej wnętrzu.
Och, gdzie moje maniery. Jestem Persefona — przedstawiła się po chwili, wciąż nieco onieśmielona. Lecz przynajmniej przestała wpatrywać się we własne stopy.

Fiołkowy Płaskowyż

: 12 lut 2025, 1:20
autor: Vuotta
Vuotta miał wiele zadań. Jednym z nich pośrednio było sprawdzanie, czy młode pokolenie arystokratów w związku z wiekiem i brakiem ogłady, nie dąży do zhańbienia klanu Potępienia. Nic więc dziwnego, że pojawił się właśnie tutaj, idąc w ślad za młodą adeptką. Początkowo chciał jej pomóc w polowaniu w swoim wolnym czasie (być może powie dobre słowo o nim gdzieś dalej, a on awansuje, wyrzucając tego pyszałkowatego Vitto tam, gdzie jego miejsce — w ślepym zaułku zachodniej dzielnicy miasta portowego). Szybko jednak zorientował się, że nie była sama. Z daleka wyczuł wstrętny zapach bagien i cmentarzyska. Gdy podszedł, miał już pewność — Cienisty kręcił sie tutaj, być może z zamiarem porwania Persefony.
Panienko, sugeruję odsunąć się od tego stworzenia — powiedział, gdy tylko się zbliżył do dwójki.
Spojrzał na rudą wilczycą, sprawdzając, czy nie jest ranna... I wtedy poczuł przeszywający bój w karku. Skrzywił się i odwrócił, niemalże natychmiast gotowy do ataku na ścierwo z klanu Cienia. Młody wilczek jedna nawet się nie ruszył z miejsca, a z kark Vuotty nie leciała krew. Ponownie odwrócił się skonfundowany, by spojrzeć na wilczyce i... przepadł.
Persefona była po prostu piękna. Nie wiedział, jak mógł tego wcześniej nie zauważyć. Gęsta, wściekle ruda sierść w połączeniu z niesamowicie intenstywnym kolorem jej oczu ujął wilka.
Pani, zapraszam na posiłek — wymyślił na poczekaniu powód, by odejść od Cienistego i zabrać wilczycę tylko dla siebie.

Fiołkowy Płaskowyż

: 13 lut 2025, 12:46
autor: Persefona
Niespodziewanie, coś się zmieniło.
Rudofutra odniosła wrażenie, jakby nagle prysnął czar, a ona obudziła się z jakiegoś dziwnego transu. I momentalnie jej aktualne położenie przestało jej się podobać. Uświadomiła sobie znienacka, że jest naprawdę daleko od zamku, a w dodatku właśnie rozmawia z jakimś obcym, po którym nie wiedziała czego się spodziewać. Czy mogła tak naprawdę zaufać komuś, kogo właśnie widziała po raz pierwszy? Nagle w jej głowie zrodziły się wątpliwości. Co, jeżeli ten samiec miał wobec niej złe zamiary? Może tylko udawał nieśmiałego i zawstydzonego, chcąc uśpić jej czujność? Może powinna jak najszybciej się stąd wynosić?
Dlatego też poczuła ulgę, słysząc głos Vuotty. Może i nigdy nie zamieniła z białofutrym lokajem zbyt wielu słów, lecz kojarzyła go z widzenia. I teraz w duchu ucieszyła się, że był z nią tu ktoś choćby i w nikłym stopniu znajomy. Dzięki temu poczuła się odrobinę pewniej. Nie była tu sama, tak więc czarno — biały młodzik nie miał już szans na realizację swych potencjalnych niecnych planów, o ile takie istniały.
Cofnęła się o krok, nieco bliżej Vuotty, odruchowo kładąc po sobie uszy i łypiąc na dotychczasowego rozmówcę, tym razem trochę nieufnie. Przez to wszystko nie zwróciła nawet zbyt wielkiej uwagi na kolejne ukłucie w kark, kiedy dosięgła ją następna strzała, wypuszczona przez wciąż obserwującego sytuację kupidyna.
Przeniosła wzrok na sługę i na chwilę zamarła.
Czy on zawsze był tak przystojny...? Jakim cudem wcześniej tego nie zauważyła? Miała teraz sobie za złe, iż nie zwróciła wcześniej na niego uwagi.
Uśmiechnęła się łagodnie.
Dziękuję — rzuciła w odpowiedzi na jego propozycję, skinąwszy głową. — Prowadź zatem — dodała.

Fiołkowy Płaskowyż

: 14 lut 2025, 23:20
autor: Vuotta
Zwykle nie był taki bezpośredni. Nie wobec wilków zamkowych. Vuotta nie rozumiał czemu coś zmieniło się wobec rudej wilczycy, jednak nie poświęcał tym rozważaniom zbyt wiele czasu. Jego wzrok prześlizgiwał się po miękkim futrze, sycąc się tym widokiem. Lokaj podszedł do wilczycy i przyjąwszy opiekuńcza postawę, delikatnie skubnął ją w ucho i zaczął odprowadzać w kierunku zamku. /zt x2

Fiołkowy Płaskowyż

: 03 mar 2025, 21:40
autor: Kreon
(właściwie okolice fiołkowego płaskowyżu, nie mam żadnego innego sensownego tematu w tej części mapy XD)

poruszając się bez zbędnych tobołów i wózków (a także w znacznie mniejszej grupie), Cienista Inkwizycja dogoniła karawanę jeszcze przed zmierzchem. Kreon zatrzymał sie na chwilę, widząc na horyzoncie sylwetki podróżujących. Byli już coraz bliżej celu, więc pewnie niektórzy z nich wierzyli nawet, że wyjdą z tego bez szwanku. Na to biały nieco liczył, bo to oznaczało, że uśpili czujność. Nie żeby to miało specjalne znaczenie...
Póki byli jeszcze poza zasięgiem uszu, wilk zwrócił się do pozostałych.
— Karawana powinna mieć jakichś stażników. Na przedzie i pewnie na tyłach. Neffendrel, czy mogę prosić cię o zajęcie się nimi? Nie są nam niezbędni, a mogą przeszkadzać. Wśród najemników mogą znajdować się także gladiatorzy, chociaż w to wątpię, oni akurat nie mieli na co narzekać. Ale Chaos lubi niespodzianki, wiec miejcie to na uwadze. Po wyeliminowaniu ich powinna wybuchnąć mała panika, więc łatwiej będzie nam wkroczyć. — pchanie się frontalnie nie wydawało się być dobrym pomysłem.
— Niewolników ogłuszamy, przynajmniej trzech chciałbym zabrać. — przypomniał, bo w ferworze walki zawsze łatwo zapomina się takie rzeczy — Jeśli ktoś nie robi nadziei na współpracę — zabić.
Jeśli wszystko było jasne, zarządził ruch na przód. Na początku truchtał cicho, jakby skradał się do zwierzyny, nie chcąc też za szybko się zdradzać. Liczył na to, że wysunięci na przód i na tył strażnicy nie dadzą rady otoczyć wilczyc, które zresztą dysponowały nadwilczymi mocami. Wierzył też że obie wiedzą kiedy się wycofać.

Żyleta Neffrea Carvan Austre Dalilah

Fiołkowy Płaskowyż

: 04 mar 2025, 18:32
autor: Austre
Był jednym z tych, którzy raczej zamykali orszak. Nie był częścią inkwizycji, a trafił na tę wycieczkę chyba tylko dlatego, że Kreon albo poczuł z nim jakąś braterską więź, albo po prostu chciał go wykorzystać do swoich celów. Austre pozwolił więc działać prawdziwej inkwizycji, samemu mając zamiar głównie obserwować i przyłączyć się do akcji, jeżeli będzie dla niego odpowiednio dużo miejsca.
Ruszył za Kreonem wiedząc, że cieni nie doścignie. Starał się trzymać w miarę blisko, by gdy nadejdzie odpowiedni moment, być w stanie sprawnie zareagować.

Fiołkowy Płaskowyż

: 04 mar 2025, 18:45
autor: Carvan
Carvan tak naprawdę szła jako ostatnia, wielka, zamykała pochód i robiła za ścianę gdyby cokolwiek miało próbować się przebić lub uciec. Była ciekawa jak potoczy się sytuacja, i jakby nie patrzeć, obiecała przyjaciółce że w razie czego jej kły i łapy zawsze pójdą w ruch by jej pomóc. Nawet jeśli wierzyła, że zielonooka cienista i mackowaty szef inkwizytorów doskonale wiedzą co robić.

Fiołkowy Płaskowyż

: 04 mar 2025, 19:02
autor: Żyleta
Była cieniem poruszającym się płynnie pośród rozszczepionych przez zmierzch kształtów, cichym i nieuchwytnym jak szept wśród drzew. Jej łapy, delikatne niczym opadające płatki kwiatów, nie pozostawiały śladów na ziemi, a poruszane wiatrem trawy skrywały jej obecność wśród wysokiej roślinności. Z pewnej odległości obserwowała karawanę posuwającą się powoli do przodu. Niczego nieświadomą, pewną, że dotrze do celu. Niedoczekanie. Strażnik na czele wyglądał na zmęczonego, niedbale rozglądał się po okolicy, jakby wypatrywał nieistniejącego zagrożenia. Po zmierzchu cienie splatały się w jedno, a świat nabierał złudnych kształtów, które potrafiły zmylić czujność. Nie miał pojęcia, że jeden z tych cieni właśnie się do niego zbliża. Inkwizytorka z wrodzoną zwinnością, bezszelestnie przeskoczyła w cieniach zmniejszając dystans między sobą, a celem. Kiedy znalazła się dostatecznie blisko, czując na języku smak napięcia, mimowolnie wysunęła pazury. Strażnik odwrócił głowę w jej kierunku w tej jednej, krótkiej chwili, w której ostrza jej łap zatopiły się w jego gardle. Nie zdążył nawet wydać dźwięku – tylko wilgotne charknięcie przerwało ciszę. Zanim upadł, Żyleta już była za nim, pozwalając, by jego ciężar osunął się w trawy, tonąc w ich delikatnych, falujących smugach. Nie bawiła się jego śmiercią, nie podziwiała jej tak, jak to miała w zwyczaju robić. Chciała po prostu uciszyć bicie jego serca, wiedziała, że muszą działać sprawnie, zanim do wilków w środku karawany dojdzie co tak właściwie się dzieje. Wyszła z cienia koordynując swoje działania z resztą chaotów tak, by uderzyli w jednym momencie. Wycie i krzyki rozdarły powietrze, a odgłos bitewnego zamętu rozlał się po płaskowyżu niczym płomień podsycany przez wiatr. Zareagowała instynktownie, przepływając między walczącymi z gracją drapieżnika podczas łowów. Jeden z "kupców" wyskoczył ku niej ze sztyletem, ale zanim zdążył unieść ostrze, zielonooka była już przy nim. Płynnie niczym zjawa pojawiła się za jego plecami. Przywołała cieniostworzenie pod postacią czarnej chmary motyli, które z dziką zawziętością napadły na wilka wytłumiając jego zmysły, wślizgując się do jego oczu i uszu, wypełniając czernią całą jego głowę. Wydał z siebie przerażony krzyk, upuszczając broń, lecz Żyleta nie poświęciła mu więcej uwagi – jej cel był inny. Niewolnicy.

Fiołkowy Płaskowyż

: 04 mar 2025, 20:30
autor: Kreon
gdy wśród karawany rozległy się pierwsze krzyki, część kupców (a może niektórzy poprzebierani niewolnicy?) próbowali jeszcze grać swoje role.
— Jesteśmy tylko karawaną kupiecką, byliśmy u was niedawno!
— Sami kupujecie od nas towary!
— Zdrada! Zdrada!
Widząc jednak cieniste stworzenie dopada jednego z kupców, a zielonooka wilczyca po prostu tańczy nieuchwytna miedzy cieniami, rozpoczęła się panika.
Część wilków, te, które wyraźnie nie czuły się gotowe na nierówną walkę, po prostu rzuciła się do ucieczki. Niektórzy felernie wybrali kierunek, wpadając na nadchodzącą grupę inkwizytorów (Carvan, Austre).
Niektórzy (zarówno kupcy jak i niewolnicy) po prostu od razu padali, błagając o litość.
Poza dwoma jeszcze strażnikami, do walki stanęły trzy inne wilki — sądząc po bliznach, z przeszłością bojową w Klanie Cienia — dwóch z nich już biegło na Żyletę, pozostali dostrzegli nowe zagrożenie i również skierowali się ku pozostałym Cienistym.


Kreon i pozostali mogli bezbłędnie rozpoznać moment, gdy Żyleta zebrała pierwsze żniwo. Kreon nie powstrzymał paskudnego uśmiechu, ale przyspieszył kroku. Ku jego zdziwieniu, na ich powitanie biegła już grupa wilków. Część z nich, widząc że właśnie spada z deszczu pod rynne, od razu zawróciła, kilku z nich próbowało ich wyminiąć. Kreona nie interesowali ci tchórze, najpierw trzeba było wyeliminować tych problematycznych. Jednego z napastników, którzy ewidentnie planowali po prostu spróbować walki, po prostu tknął mocą chaosu. Skoczył do niego i po narażając się jedynie na małe ugryzienie w okolicy karku, drapnął go niepozornie, a do otwartej rany wtłoczył spaczenie. Nie minęła chwila a butny wilk zatracił całą władzę w ciele, a jego krew zrobiła się gesta, prawie czarna.

//czyli mamy 5 wilków bojowych (jeden oszołomiony przez Kreona) + nieokreśloną ilość niewolników i kupców (nie doprecyzowuję żeby nie odbierać wam pola do popisu kogo łapiecie, kogo zabijacie). Jeśli chcecie możecie sobie rzucić na obrażenia jakimś 2k10 czy coś — ale jest to w pełni opcjonalne. Nie chcę wymagać od Was straty pż (zwłaszcza, że Żyl ma wyzerowaną energie) więc jeśli ktoś chce grać koksa, który wyjdzie z walki z zadrapaniem albo i bez — to akcje na NPC wydają się być najlepszym na to miejscem

Fiołkowy Płaskowyż

: 04 mar 2025, 23:56
autor: Austre
Austre zdążył posłać Carvan nieco zblazowane spojrzenie, zanim jeszcze część członków karawany rzuciła się do ucieczki. Potem Austre już patrzył na wilki biegnące w ich kierunku jakby nie mógł uwierzyć, że albo ma się tak strasznego pecha, albo jest się po prostu boleśnie głupim. Praktycznie nic nie musiał robić, bo ci, po których przyszli, sami wpadli mu w łapy. Obrał sobie za cel tego najbliższego, wilka w średnim zdaje się wieku, niepozornego i burego. Skoczył w jego stronę, a w jego ruchach nie było nic pięknego tak jak u Żylety. Po prostu czysta siła i proste ruchy wymagające jak najmniej energii. Zamachnął się łapą i ściął kupca z nóg, zaraz potem poprawiając silnym uderzeniem łapy w skroń. Biedny, nieprzygotowany na ten atak wilk stracił przytomność, a nad nim stanął Austre. Kiedy już Cienisty upewnił się, że jeden wróg przez jakiś czas na pewno nie będzie się ruszał, rozejrzał się za kolejną ofiarą.

Fiołkowy Płaskowyż

: 06 mar 2025, 18:47
autor: Żyleta
Rozpaczliwe okrzyki wypełniły powietrze, ale Żyleta nie zwracała na nie większej uwagi. Ich słowa były niczym próżne błagania zwierzyny uwięzionej w potrzasku – pełne fałszu, bezużyteczne. Część wilków rzuciła się do ucieczki, inni padli na ziemię, skamląc o litość. Wilczyca prześlizgnęła się spojrzeniem po pobojowisku, szukając tych, którzy mieli w sobie jeszcze wolę walki. Jej uwagę przyciągnęła dwójka wilków, która już zmierzała w jej stronę. Zauważyła blizny przecinające ich futra, spojrzenia mieli twarde, a szczęki uchylały się na jej widok prezentując rzędy wykrzywionych w grymasie zębów. Zdradzieckie, heretyckie pomioty. Czuła, że ci dwaj nie poddadzą się bez walki, być może nie poddadzą się w ogóle, dopóki nie wyrwie im ostatniego tchnienia z piersi, ale uznała, że warto spróbować. Oczami wyobraźni widziała już te wszystkie sposoby na które od nowa wtłoczy w nich jedyną słuszną wiarę. Nie czekała na nich. Ruszyła do przodu by zyskać punkty inicjatywy, zwinnie przeskoczyła w cieniach i w ułamku sekundy minęła pierwszego oszukując jego spojrzenie balansem ciała. Niemal bez wysiłku, choć miała świadomość, że jej przewaga może być jedynie złudna. Ostrze jego pazurów jedynie musnęło jej futro. Zanim zdążył się zorientować, Inkwizytorka wykręciła się i wbiła kły w jego łopatkę, tnąc głęboko. Wyrwał się, próbując kontratakować, ale zdążyła się już odsunąć, gotowa na kolejny ruch. Drugi napastnik wykorzystał chwilę jej skupienia i skoczył od boku. Nie zdążyła całkowicie uniknąć ataku – poczuła szarpnięcie na żebrze, gdzie rozorał jej skórę pazurami. Syknęła, ale zamiast się cofnąć, zaatakowała jeszcze agresywniej, rzucając się na przeciwnika z wściekłym warknięciem. Starli się w walce wręcz, wirując wśród rozbitych ciał, wymieniając ciosy. W końcu udało jej się przewrócić samca, przygwożdżając go do ziemi i wbijając mu pazury w gardło. Z odgłosów ferworu walki wybił się głuchy skowyt, gdy Żyleta nacisnęła na miękką tkankę, a jego futro splamiło się krwią. Słyszała jak jej własna krew dudni w skroniach, jak szumi w głowie szepcząc jej do ucha, żądając by zacisnęła swoje pazury na jego krtani i puściła jego marną duszę przed osąd Svahrice. Powstrzymała się jednak i zamiast w objęcia śmierci, wrzuciła go w cienistą chmurę motyli, która skutecznie go ogłuszyła i powinna zatrzymać na dłuższą chwilę. Przysunęła pysk do jego ucha przez kilka sekund napawając się jego udręczonymi jękami.
— Nie ruszaj się stąd, dobrze? Nie martw się, wrócę po Ciebie. — Uśmiechnęła się do niego słodko, choć wilk nie mógłby tego zobaczyć, a potem szybkim susem odbiła w tył, akurat na czas by uniknąć ciosu wyprowadzonego przez tego drugiego.
Zanim zdążyła w pełni odbić się od ziemi, wilk już tam był. Był szybki – znacznie szybszy niż przeciwnicy, których przyszło jej wcześniej eliminować. Wprawnie skracał dystans, nie pozwalając jej złapać pełnej równowagi, zmuszając ją do reakcji. Zdążyła uchylić się przed pierwszym ciosem, ale ledwie. Kły świsnęły tuż przy jej twarzy, pozostawiając w powietrzu zimny podmuch. Wilk poszedł za ciosem – mocne uderzenie barkiem wybiło ją w bok i posłałoby na ziemię, ale w ostatniej chwili przeskoczyła w cienie. Na moment straciła dech. Gladiator był szybki, ale nie był nieomylny. Nieprzyzwyczajony do śliskiego gruntu, na moment stracił stabilność stając na plamie krwi, dając jej tę krótką sekundę, której potrzebowała. Wyskoczyła mu przed nosem, przetoczyła się na bok i uniosła na tylnych łapach, nim zdążył się odwrócić. Zęby przecięły powietrze, a potem wbiły się w jego szyję, zostawiając na niej krwawe bruzdy. Mesth zasyczał, natychmiast kontratakując. Był zaskakująco silny, zbyt silny jak na zwykłego, niedożywionego niewolnika. Zielonooka poczuła impet jego łapy, gdy uderzył ją w bark, odrzucając nieco w bok. Nie pozwoliła mu jednak przejąć pełnej kontroli i w tej samej chwili wbiła kły w jego przednią łapę, tuż przy nadgarstku. Poczuła, jak napina mięśnie, ale poza głośniejszym sapnięciem z jego gardła nie wydobył się żaden jęk bólu. Wilk spróbował ją odepchnąć, lecz w tym momencie zrobiła coś, czego się nie spodziewał — zamiast go puścić, nagle pociągnęła w przeciwną stronę, jednocześnie zgrabnie podcinając mu drugą łapę. Gladiator stracił równowagę i zanim zdążył ją odzyskać, ona przewróciła go przygwożdżając do ziemi ciężarem swojego ciała. Wcisnęła jego łeb w krwawe błoto, jednocześnie wbijając pazury w jego gardło.
— To koniec. — Oznajmiła mu, czując jak pod jej naciskiem ciało wilka drży z wysiłku. Warknął jeszcze próbując się wyrwać, lecz ona tylko zwiększyła nacisk kumulując dookoła siebie cienistą magię.
Wolę zdechnąć. — Wychrypiał, na co ona roześmiała się dźwięcznie.
— Och nie, najpierw osądzi cię Chaos. — Cienie wypuszczone z jej łap oplotły go ciasno uniemożliwiając mu ucieczkę. Uniosła głowę rozglądając się po tym pobojowisku, jak szło reszcie cienistych?

Fiołkowy Płaskowyż

: 06 mar 2025, 19:03
autor: Mesth
Był gotowy. W momencie, gdy jego towarzysz runął w agonalnym skowycie, nie wahał się ani chwili. Widział, jak tamta wilczyca odbija się w tył, unikając ostatniego ciosu. Wydała mu się zabójczo szybka, ale on nie miał nic do stracenia. Rzucił się za nią natychmiast, nie dając jej oddechu. Czuł, jak serce wali mu w piersi, jak jego ciało rozgrzewa się w ogniu walki. Znał to uczucie aż nazbyt dobrze. Wiele razy zderzał się z tym pierwotnym instynktem, który kazał mu rzucać się do gardła przeciwnikowi. Wilczyca odskoczyła, ale tylko ledwie. Jego pazury prześlizgnęły się przy jej pysku, niemal czując ciepło jej skóry. Gdyby była choć odrobinę wolniejsza, rozprułby jej policzek, zostawiając na nim krwawą smugę. Cholera, pomyślał, gdy zniknęła w cieniach. Skręcił gwałtownie, próbując przewidzieć jej kolejny ruch, ale nagle pod łapami poczuł jak grunt przestaje być stabilny. Śliska plama krwi sprawiła, że stracił przyczepność. Jeszcze nie wiedział ile ten błąd będzie go kosztował. Wyskoczyła przed nim, jakby wprost z ciemności, próbował skontrować ten atak, jednak zanim zdążył dokończyć ruch, już była przy nim. Otworzył pysk, gotów zatopić kły w jej gardle, ale ona znów była szybsza. Czuł, jak wbija zęby w jego szyję, zostawiając płytkie, ale palące rany. Wzdłuż jego futra popłynęła krew, lecz nie okazał bólu. Odrzucił ją silnym ciosem w bark mając nadzieję, że uda mu się choć na sekundę wyjść z impasu i odzyskać inicjatywę, lecz zielonooka nie odskoczyła, jak się tego spodziewał. Zamiast tego zacisnęła kły na jego nadgarstku, a palący ból przeszył jego kończynę. Chciał jeszcze raz uderzyć w jej ciało z pełnią siły, lecz przepchnął ledwie powietrze. Wówczas zrozumiał, że został oszukany. Sprawnie podcięła jego drugą łapę i w ułamku sekundy grunt przestał istnieć. Uderzył o ziemię z głuchym hukiem. Czuł zimno błota tuż za swoimi policzkami, czuł ciężar jej ciała przyciskający go mocniej ku ziemi. To koniec. Oznajmiła mu, jakby już składała mu ostatnie namaszczenie. Pod jego czaszką zaszumiał nagły sprzeciw, palący gniew. Nie! To się nie skończy w ten sposób, nie pozwoli się znów tam zaciągnąć. Drżącym z wysiłku ciałem, napiął szyję naciskając na jej łapę, pozwalając by ostre pazury przecięły skórę.
Wolę zdechnąć. — Wychrypiał przez zaciśnięte zęby. Jej odpowiedzią był śmiech, co zdumiało go bezgranicznie. Lekki, dźwięczny, niemal radosny. I wtedy poczuł, jak coś ciemnego, gęstego zaczyna go oplatać. Jak zimne, cieniste palce zaciskają się na jego ciele, wchodzą pod futro, przenikają do kości. Osądzi Cię Chaos. To było ostatnie co usłyszał zanim cienie przytłumiły jego zmysły. Szarpnął się, ale były zbyt silne. Poczuł, jak drętwieje, jak ciężar przestaje należeć do niego. I dopiero wówczas ogarnął go lęk. Jego świat zawirował, świadomość zaczęła się rozpadać. Ostatnim, co zobaczył, były jadowicie zielone oczy wpatrujące się w niego z taką intensywnością, jakby chciały wydrzeć mu duszę. A potem... ciemność.