Mimo pozornego zafiksowania na ofierze pozostawał czujnym. Wiedział doskonale, że konie są zwierzętami stadnymi. Nie chciał dać się zaskoczyć, więc — na ile to oczywiście możliwe — starał się pilnować, czy z zarośli nie pędzą na nich przyjaciele rychłego denata. Póki co nie dostrzegł niczego takiego; nie wyczuł też więcej zapachów czy nie słyszał, by kuce tuptały w pobliżu. Jako była zjawa doskonale jednak wiedział, jak łatwo oszukać zmysły i dać zwieść się pozorom. Jeśli tylko miał szansę ograniczyć obrażenia "podwładnych" — zamierzał wykorzystać to w pełni.
* * *
Sytuacja była bardzo dynamiczna. A tam, gdzie wiele się dzieje, nietrudno o wypadek. Niektórzy zaś mają pecha, podczas, kiedy inni rodzą się pod szczęśliwą gwiazdą.
Mavi Alov poszedł na pierwszy ogień i jako pierwszy poczuł, że koń, choć stary, to jednak całkiem jary. W momencie, kiedy przyszły obiad stanął dęba wymachując przednimi kopytami, jeszcze nim pozostali drapieżcy dotarli do ofiary, trzepnął solidnie twardym łbem, uderzając nim w Malo. Impet był na tyle silny, żeby odbić wilka niczym piłkę. Wojna był widocznie zbyt rozkojarzony wypatrywaniem potencjalnego zagrożenia, by w porę zareagować. A mama mówiła, że nadgorliwość gorsza od faszyzmu. Nie dość, że samiec stracił przyczepność i wylądował na ziemi, nie zdążywszy na tyle zareagować, by przybrać wygodną pozycję do lądowania (cytując klasyka: upadł i sobie głupi ryj rozwalił), to jeszcze dostał gonga w łeb, co na chwilę go zamroczyło. (-20pż).
Zaraz potem kolejne wilki dopadły do starego ogiera, na cel obierając kolejne fragmenty jego cielska. Jeszcze nim kuc wrócił kopytami na ziemię, Ammat uczepił się grzywy, zawieszając się na zwierzęciu niczym bożonarodzeniowa bombka na choince. Jednak w momencie, kiedy ofiara powróciła na podłoże przodem ciała, wilk wylądował tuż obok — wszystko wydarzyło się na tyle szybko, iż biały rogacz nie zdążył, podobnie jak wcześniej Malo, odpowiednio ułożyć ciała, przez co źle nastąpił na jedną z łap, wykręcając ją w nieprzyjemny sposób. (-6pż).
Ivaroth następnie za cel obrał udo kuca, co miało okazać się niekoniecznie trafnym wyborem. Owszem, znalazł się zębiskami wyjątkowo blisko newralgicznych naczyń krwionośnych, a przerwanie tętnicy udowej na pewno zakończyłoby się szybkim wykrwawieniem kuca, niemniej biednemu zawsze wiatr w oczy, nóż w serce i chleb masłem do ziemi. Kopytny nie zamierzał łatwo się poddać, widocznie był fanem pewnego bardzo silnego mężczyzny i jako lojalny kibic wyznawał zasady przez mięśniaka wyznaczone: tanio skóry nie sprzeda. I chociaż pierwsze uderzenie kopytami adept zamortyzował (zapewne zupełnie nieświadomie) potężnie zbudowanymi rogami, prawdopodobnie mózgownica boleśnie zakołysała się w obrębie czaszki wilka. Wstrząśnienia mózgu nigdy nie są przyjemne. Na domiar złego chwilowe oszołomienie sprawiło, że uścisk szczęk młodego zelżał, przez co pod wpływem kolejnego końskiego fiknięcia adept po prostu "oderwał się" od uda, przekoziołkował ponad zadem szkapy i upadł. (-31pż).
Mało brakowało, a koń rozdeptałby czerwonookiego. Na szczęście na ratunek przybył Rivai. Po krótkiej wymianie braterskich spojrzeń między braćmi, zaraz po pozbyciu się z siebie Ivara, kuc klęknął, osłabiony, bliski poddania się. Zarzucał nerwowo łbem, próbował się wiercić — ale wstać i ustać na nogach nie miał już siły. Upadł całkiem niedaleko Ivara, na szczęście nie czyniąc mu już żadnej krzywdy. Inna sprawa, że bardzo szybko runął na bok, wprost na skrzydlatego, przygniatając mu całkiem boleśnie jedno ze skrzydeł, jednocześnie unieruchamiając czarnego. No, cóż, przynajmniej posłusznie wypełnił polecenie adepta... (-14pż)
Koń, chociaż wciaż żywy, z całą pewnością był niedaleko tej cienkiej granicy, przez którą przerzucić go chciały wilki.
* * *
Minęło nieco czasu, nim Malo doszedł do siebie. I chociaż zaiste było to kilkanaście sekund — dla niego czas się paskudnie dłużył. Ruszył w stronę kuca, chcąc pomóc innym, jednak coś go zablokowało. Czarny młodzik, który przeleciał dobre metry całkiem jak szmacianka lalka. Wojna zniknął w smugach Czarnego Ognia, materializując się tuż obok Ivarotha. Pewnie gdyby miał lepszy refleks, byłby w stanie zamortyzować upadek rogatego.
— jak się czujesz — spytał zamiast tego dość mrukliwie, trącając tamtego nosem. Nie było czasu na leżenie. Kuc podjął właśnie próbę podniesienia się i wystarczyła chwila, żeby rozgnieść czaszkę adepta. Malo złapał go więc za kark i przeciągnął nieco dalej, poza "strefę rażenia".
/ Dobijamy gada. Ostatnia osoba niech da w poście info, że koniec polowania i możemy zająć się odcinaniem kopyt czy coś x"D